10 marca 2010 15:48 | ID: 164698
10 marca 2010 18:50 | ID: 164875
10 marca 2010 18:51 | ID: 164876
10 marca 2010 18:51 | ID: 164877
Jestem feministką - mam męza i dziecko- prawie dorosłe. Mój feminizm w rodzinie objawia się tym, że nie godzę się na jakiekolwiek funkcje usługowe. Wszyscy muszą wziąć na siebie obowiązek prowadzenia domu, gdyż wszyscy pracujemy (uczymy się). Każdy z członków dba o swoją garderobę, obiady jemy poza domem, więc wielkie zmywanie odpada, sprzątamy na zmiany. Uważam, ze moje potrzeby są równie ważne co męza i dziecka, a nawet ważniejsze, bo moje:) Mamy z męzem oddzielne konta i poza wspólnym łożeniem na domowe potrzeby dysponujemy resztą wg własnego uznania. Również dziecko nie jest preferowane w wydatkach finansowych, poza tymi, które są zwiazane z nauką, również zajęciami dodatkowymi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym sama miała np. parę kozaków, a córka 10. Również tego, bym prasowała męzowi koszule. Czy ktoś mi prasuje? Nie zawsze tak było. Na początku małżeństwa wstawałam nawet wcześniej, by zrobić męzowi kanapki do pracy, prałam jego rzeczy, prasowałam, wszelkie domowe prace były na mojej głowie. Stopniowo, małymi kroczkami, zrzucałam z siebie znienawidzone obowiazki. Mąż przywykł i teraz często się chwali, ze jest samowystarczalny. I tak być powinno. Tak sprawiedliwie. Wydaje mi się, ze wszyscy czujemy się szczęsliwi. Nikt nikogo nie wykorzystuje, na nikim nie żeruje. Nie ma poczucia krzzywdy i wykorzystania.
10 marca 2010 19:05 | ID: 164880
10 marca 2010 19:08 | ID: 164882
10 marca 2010 19:12 | ID: 164885
10 marca 2010 19:24 | ID: 164897
10 marca 2010 19:26 | ID: 164899
10 marca 2010 19:29 | ID: 164901
10 marca 2010 19:34 | ID: 164903
Jestem feministką - mam męza i dziecko- prawie dorosłe. Mój feminizm w rodzinie objawia się tym, że nie godzę się na jakiekolwiek funkcje usługowe. Wszyscy muszą wziąć na siebie obowiązek prowadzenia domu, gdyż wszyscy pracujemy (uczymy się). Każdy z członków dba o swoją garderobę, obiady jemy poza domem, więc wielkie zmywanie odpada, sprzątamy na zmiany. Uważam, ze moje potrzeby są równie ważne co męza i dziecka, a nawet ważniejsze, bo moje:) Mamy z męzem oddzielne konta i poza wspólnym łożeniem na domowe potrzeby dysponujemy resztą wg własnego uznania. Również dziecko nie jest preferowane w wydatkach finansowych, poza tymi, które są zwiazane z nauką, również zajęciami dodatkowymi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym sama miała np. parę kozaków, a córka 10. Również tego, bym prasowała męzowi koszule. Czy ktoś mi prasuje? Nie zawsze tak było. Na początku małżeństwa wstawałam nawet wcześniej, by zrobić męzowi kanapki do pracy, prałam jego rzeczy, prasowałam, wszelkie domowe prace były na mojej głowie. Stopniowo, małymi kroczkami, zrzucałam z siebie znienawidzone obowiazki. Mąż przywykł i teraz często się chwali, ze jest samowystarczalny. I tak być powinno. Tak sprawiedliwie. Wydaje mi się, ze wszyscy czujemy się szczęsliwi. Nikt nikogo nie wykorzystuje, na nikim nie żeruje. Nie ma poczucia krzzywdy i wykorzystania.
10 marca 2010 19:40 | ID: 164908
10 marca 2010 20:31 | ID: 164957
Każdy człowiek jest inny, nie ma kobiety jako takiej, i to że ktoś zna kilka brzydkich i zajadłych feministek nie znaczy że wszystkie takie są, ale stereotyp się ugruntował i wielu mężczyzn, także kobiet spełniających się tylko w roli pani domu, tak właśnie te kobiety które walczą o równość wszystkich - postrzega.
Odpowiadam więc na postawione pytanie: nie widzę niczego złego w bycia feministką.10 marca 2010 20:38 | ID: 164962
10 marca 2010 21:06 | ID: 164969
11 marca 2010 07:39 | ID: 165050
11 marca 2010 07:43 | ID: 165052
11 marca 2010 08:15 | ID: 165073
11 marca 2010 08:34 | ID: 165104
11 marca 2010 09:58 | ID: 165203
11 marca 2010 10:41 | ID: 165288
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.