10 marca 2010 15:48 | ID: 164698
10 marca 2010 16:06 | ID: 164713
jak dla mnie feministki na siłę podkreślają swoją niezależność i chcą we wszystkim dorównać mężczyznom! i wcale nie mam na myśli że mężczyźni są lepsi a kobiety gorsze my się po prostu różnimy i nie rozumiem czemu mamy zacierać tę różnicę? jakby koncepcją stworzenia świata było to że wszyscy mają być tacy sami to Bóg stożyłby jedną płeć :)
a ta akcja "mam cipkę" jak dla mnie żenada! to co inne kobiety nie mają???
10 marca 2010 16:11 | ID: 164720
Feministki na moje to takie kobiety ktore nie godzą się ze swoją kobiecoscią. Mają jakieś chore wymagania w stosunku do męzczyzn, nie sa skłonne do poswięceń, na pierwszym miejscu stawiają swoją wygodę a co za tym idzie nie decydują się na założenie rodziny. Kobiety nie-feministki to dla nich niższy gatunek tylko dlatego, że prowadząc dom robią to czego feministka by robić nie chciała. W blogu Bartta Agrafka napisała piękne zdanie, pozwolę sobie zacytowac: fascynuje mnie odkrywanie kobiecości w tym co kobiece, a nie w tym co męskie.
I tak powinno być.
PS. do glowy przychodzi mi dużo więcej ale robie obiad dla mojej rodziny i musze uciekać.
PS2. To co napisałam nie dotyczy konkretnej osoby, są to moje osobiste rozwazania.
10 marca 2010 17:48 | ID: 164805
Każdy człowiek jest inny, nie ma kobiety jako takiej, i to że ktoś zna kilka brzydkich i zajadłych feministek nie znaczy że wszystkie takie są, ale stereotyp się ugruntował i wielu mężczyzn, także kobiet spełniających się tylko w roli pani domu, tak właśnie te kobiety które walczą o równość wszystkich - postrzega.
Odpowiadam więc na postawione pytanie: nie widzę niczego złego w bycia feministką.10 marca 2010 17:51 | ID: 164807
10 marca 2010 17:52 | ID: 164808
10 marca 2010 17:53 | ID: 164810
Każdy z nas inaczej postrzega feministki. Coś jednak w stereotypach jest skoro męzczyźni i kobiety spełniające się TYLKO w roli pani domu mają takie zdanie. A tych jest większość.
Mnie od wczoraj aż nosi i chyba odpuszczę sobie ten temat.
10 marca 2010 18:05 | ID: 164813
Feministki na moje to takie kobiety ktore nie godzą się ze swoją kobiecoscią. Mają jakieś chore wymagania w stosunku do męzczyzn, nie sa skłonne do poswięceń, na pierwszym miejscu stawiają swoją wygodę a co za tym idzie nie decydują się na założenie rodziny. Kobiety nie-feministki to dla nich niższy gatunek tylko dlatego, że prowadząc dom robią to czego feministka by robić nie chciała. W blogu Bartta Agrafka napisała piękne zdanie, pozwolę sobie zacytowac: fascynuje mnie odkrywanie kobiecości w tym co kobiece, a nie w tym co męskie.
I tak powinno być.
PS. do glowy przychodzi mi dużo więcej ale robie obiad dla mojej rodziny i musze uciekać.
PS2. To co napisałam nie dotyczy konkretnej osoby, są to moje osobiste rozwazania.
10 marca 2010 18:10 | ID: 164821
Każdy człowiek jest inny, nie ma kobiety jako takiej, i to że ktoś zna kilka brzydkich i zajadłych feministek nie znaczy że wszystkie takie są, ale stereotyp się ugruntował i wielu mężczyzn, także kobiet spełniających się tylko w roli pani domu, tak właśnie te kobiety które walczą o równość wszystkich - postrzega.
Odpowiadam więc na postawione pytanie: nie widzę niczego złego w bycia feministką.10 marca 2010 18:11 | ID: 164824
10 marca 2010 18:15 | ID: 164837
10 marca 2010 18:19 | ID: 164844
Wiecie co? Tak sobie siedzę i myslę. To temat bez końca, każdy ma swoje ALE. I zamiast się przkomarzać lub nie daj Boże kłócic zastanówmy sie dlaczego wogóle ktoś kiedyś podzielił kobiety na feministki i nie-feministki?
Przecież każda kobieta moze być zdbana, wykształcona, mieć męza, rodzinę, karierę, kazda moze byc Za aborcją itd. Jestesmy poprostu kobietami i już.
Doszłam do takiego wniosku ponieważ nigdy nie zrozumiem do końca feministek i na odwrót.
I nie ukrywam, że nie ma sensu psuć sobie nerwów, pisac wypracowań bo każdy ma swoje zdanie.
10 marca 2010 18:19 | ID: 164845
10 marca 2010 18:24 | ID: 164860
10 marca 2010 18:24 | ID: 164861
10 marca 2010 18:26 | ID: 164863
Jestem feministką - mam męza i dziecko- prawie dorosłe. Mój feminizm w rodzinie objawia się tym, że nie godzę się na jakiekolwiek funkcje usługowe. Wszyscy muszą wziąć na siebie obowiązek prowadzenia domu, gdyż wszyscy pracujemy (uczymy się). Każdy z członków dba o swoją garderobę, obiady jemy poza domem, więc wielkie zmywanie odpada, sprzątamy na zmiany. Uważam, ze moje potrzeby są równie ważne co męza i dziecka, a nawet ważniejsze, bo moje:) Mamy z męzem oddzielne konta i poza wspólnym łożeniem na domowe potrzeby dysponujemy resztą wg własnego uznania. Również dziecko nie jest preferowane w wydatkach finansowych, poza tymi, które są zwiazane z nauką, również zajęciami dodatkowymi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym sama miała np. parę kozaków, a córka 10. Również tego, bym prasowała męzowi koszule. Czy ktoś mi prasuje? Nie zawsze tak było. Na początku małżeństwa wstawałam nawet wcześniej, by zrobić męzowi kanapki do pracy, prałam jego rzeczy, prasowałam, wszelkie domowe prace były na mojej głowie. Stopniowo, małymi kroczkami, zrzucałam z siebie znienawidzone obowiazki. Mąż przywykł i teraz często się chwali, ze jest samowystarczalny. I tak być powinno. Tak sprawiedliwie. Wydaje mi się, ze wszyscy czujemy się szczęsliwi. Nikt nikogo nie wykorzystuje, na nikim nie żeruje. Nie ma poczucia krzzywdy i wykorzystania.
10 marca 2010 18:32 | ID: 164864
10 marca 2010 18:34 | ID: 164865
10 marca 2010 18:41 | ID: 164869
10 marca 2010 18:47 | ID: 164873
10 marca 2010 18:50 | ID: 164874
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.