Córka i mama- pomysły na dzień bez nudyyyKategorie: Rozwój, Żyj chwilą, Zainteresowania Liczba wpisów: 71, liczba wizyt: 190064 |
Nadesłane przez: dpczajkowscy dnia 12-07-2013 15:50
To jak ważna jest znajomość języków obcych w dzisiejszym świecie,
to chyba każdy wie.
Każdy rodzic jest więc świadomy, że nauka języków, dla ich dziecka,
to pewnego rodzaju priorytet.
Kiedy zacząć? od czego zacząć? i jak się za to zabrać?
No właśnie- to co wydaję się banalne, wcale tak proste nie jest,
jeżeli przychodzi nam już konkretnie się za to zabrać.
Tutaj też znajdziecie kilka pomysłów jak uczyć Wasze dzieciaczki języków-
a rady naprawdę cenne, bo napisała je nauczycielka języka niemieckiego:
Kamaszkowo- BLOG
Warto pomyśleć nad edukacją Waszego smyka już teraz,
bo to właśnie dzieci mają największą zdolność przyswajania wiedzy-
wykorzystują do tego dwie półkule mózgowe.
Maluchy mają zdolność do uczenia tzw. całościowego, to dlatego tak dobrze,
idzie im zapamiętywanie piosenek, rymowanek itp.
Nie należy oczekiwać, że dziecko w wieku przedszkolnym będzie tworzyć w języku obcym,
zdania bardzo rozbudowane.
Najnowsze badania, przeprowadzone w Bristol Univerysity, pokazały, że dzieci,
mające kontakt z językiem obcym przed ukończeniem 9 miesiąca życia, łatwiej oraz szybciej,
uczą się go później, niż dzieci, które we wczesnym dzieciństwie miały styczność tylko,
z językiem ojczystym.
Najłatwiej mają rodzice, którzy mieszkają zagranicą lub dzieci w rodzinach,
gdzie w domu mówi się np. w dwóch językach-
dziecko ma okazję, z tak zwanym "osłuchaniem się".
A przecież co może uczyć lepiej niż kontakt z językiem?
Co mają jednak zrobić Ci pozostali?
1. Wybierzcie język, którego chcecie uczyć dziecka. Warto przemyśleć wybór, chociaż jak widać po oferowanych kursach językowych, najczęściej wybieranym językiem jest angielski,
2. Poszukajcie teledysków w tym oto języku- najlepiej piosenek z bajek, które łatwo wpadają w ucho,
a zarazem mają prosty tekst. To właśnie dzięki nim, małe dzieci, szybko "chwytają" język- przez wyżej wymienioną zdolność "całościowego" uczenia się,
3. Słuchajcie piosenek i rymowanek w języku obcym.
4. W księgarniach możecie znaleźć książeczki obrazkowe dla maluszków-
chodzi mi o takie ze zwierzątkami z przedmiotami- tak aby były podpisane w obcym języku-
są i takie z odgłosami jakie te rzeczy wydają.
5. Pokazujcie sobie przedmioty w domu nazywając je np. po angielsku, niemiecku itd.
6. Dzieci uwielbiają magnesy- możecie kupić na to specjalną tablicę, pomalować ścianę w pokoju dziecka farbą magnetyczną lub wykorzystać tak jak u nas, do tego lodówkę. Magnesy właśnie z postaciami, i podpisami w obcym języku będą też cudowną formą nauki i zabawy. Nawet gdy dziecko nie potrafi jeszcze czytać- to Wy opiekunowie, pomożecie mu zapoznać się z nowym (obcym) słownictwem,
7. Jeżeli dziecko jest już starsze, możemy zastosować naukę przez zabawę- czyli liczenie np. w trakcie rzucania piłką lub grę w "kolory", w obcym języku,
8. Bogatą ofertę znajdziemy też w programach komputerowych, gdzie maluchy, mogą rozwiązywać zagadki, oglądać bajki, grać w innym języku niż ojczysty. Teraz w naszych smartfonach, można ściągnąć wiele aplikacji uczących dziecko języków.
9. Frajdę dzieciom sprawiają zabawki- to normalne, więc może zainwestujmy w te interaktywne, które mówią, grają, śpiewają w obcym języku? fakt, są droższe niż, te standardowe pluszaki, ale za to służą długo, i uczą nasze dziecko nowych umiejętności.
Nadesłane przez: dpczajkowscy dnia 10-07-2013 11:42
Generalnie wszystko byłoby ok, gdyby nie stwierdził,że jego zdaniem okna są brudne- za co policzył sobie 40 euro,oraz, że nie działa wentylator, i za to jego licznik nabił nam euro 110.
Wentylator fakt- nie działał, ale tylko dlatego, że wypięliśmy wszystkie lampy,
i zostawiliśmy same kable (w takim stanie my zastaliśmy mieszkanie).
Tłumaczyłam Panu o co chodzi, nawet Paweł stwierdził, że podjedzie na magazyn i to zrobi,
do godziny czasu. Facet dał nam 20 minut.
Dobrze, że mamy sklep z artykułami budowlanymi niedaleko,
więc mąż pędem do samochodu, żeby kupić tą kostkę do kabli.
Ledwo odjechał, gość stwierdził, że on już swoją pracę skończył i zaprasza do wyjścia.
Wyraźnie chciał zarobić, zresztą gdy go pierwszy raz zobaczyłam,
nie pasował mi jakoś.
Jego styl bycia mi nie odpowiadał: jakieś gwizdanie, żucie gumy, jakby był krową na pastwisku,
a przecież jest w pracy.
To taki typ z rodzaju figo fago- czyli wyżej sra niż dupę ma.Zadzwoniliśmy do biura pośrednictwa, ale okazało się, że to zewnętrzna firma.
Myśleliśmy o tym, żeby podjechać do właścicieli, (co właśnie zasugerowało Immo)
ale w rezultacie stwierdziliśmy, że szkoda, tego całego zachodu,
i to w dodatku gdy tak niewiele zostało nam do wyjazdu.
Pozamykaliśmy prąd gaz, wodę- rachunki przekierowaliśmy na Polskę,
i mamy już to mieszkanie z głowy.
Oby tylko wszystko się ułożyło, bo więcej rozrywek
pod tytułem przeprowadzka, chyba już nie przeżyję.
Korzystając z pięknej pogody, resztę dnia tak na poprawę humoru,
spędziłyśmy na placu zabaw.
Liwaj opanowała nową sztukę- wchodzenia i schodzenia pod górkę,
bez podtrzymywania.
Dzieci są cudowne, gdy zdobywają takie nowe umiejętności,
w dodatku wtedy widać jak rozpiera je duma i oczywiście rodziców także- no jakby inaczej.
Choć ja nie z gatunku rodziców co to uważają, że ich dziecko jest naj, ponad wszystko.
Owszem, każde dziecko dla swojego rodzica, jest wyjątkowe,
ale popadanie w jakieś skrajności, a co gorsze tworzenie jakiejś chorej rywalizacji,
poprzez przechwalanki od najmłodszych lat, prowadzi do jakiś dziwnych sytuacji.
Takie zachowanie można zaobserwować niestety bardzo często u rodziców.
Wystarczy chwilkę poprzebywać na pierwszym lepszym placu zabaw,
a zaraz znajdą się tacy- a bo moje dziecko już to czy tamto- a zaraz odpowiedź-
tak Twoje dziecko może już to robi, ale moje robi to zdecydowanie lepiej.
Za chwile następni rodzice zaczynają wturować- a Twoje to co już potrafi, a ma już zęby?...itd.
Gdy Liwia jeszcze była malutka (jeździła w gondoli),
to takie incydenty komentowałam w sposób następnujący:-tak ma już wszystkie zęby, umie 5 języków z czego 4 biegle, chodzi na pianino, karate, taniec, gotuje już potrawy z kuchni polskiej, włoskiej i hiszpańskiej, obecnie chodzi jeszcze na kurs gotowania chińszczyzny i napisała już 2 książki.
Wzrok mam- bezcenny.Dlatego unikam osób – tych “naj”, bo zwyczajnie nie chce słuchać, o tym
jak to ich dziecko, robi najlepszą kupkę, najładniej na świecie je zupkę, czy też z pewnością,
ma ubranka najlepszej firmy na świecie.
Lubię rozmowy o dzieciach, ale w normalnej miłej atmosferze,
a nie przechwalanki, jeden przez drugiego.
Mdli mnie wtedy od tych słodkości i ciumrania- jakie to dzieci tych rodziców, są idealne.
Gdyby to jeszcze prawda była, a przejdzie taki za róg budynku, i spierze dziecku dupsko,
bo zakwękało w wózku.
Przecież każde dziecko, które się zdrowo rozwija,
kiedyś będzie miało za sobą pierwszą udaną próbę siadania, pierwszych kroków,
wyjdą mu ząbki, zacznie mówić...podzielić się radami, spostrzeżeniami- super jak najbardziej,
ale po co nadawać tym rzeczą charakter wydarzenia- ponad wszystko, a już na pewno
najlepiej od wszystkich innych dzieci.
Ach rodzice, rodzice.
Nadesłane przez: dpczajkowscy dnia 07-07-2013 20:04
No i zaczęło się...wir przeprowadzki.
Znaki przed oknami rozstawione, zwyżka zamówiona, zgoda policji jest,
tak więc punkt 16 zaczynamy, ściąganie wszystkich mebli na dół.
W dodatku pochwalę się, że udało nam się kupić sypialnię.
Tak, tak sypialnię do Polski- mają ją przywieźć również w sobotę- między 15 a 18.
Paweł będzie miał składania, a składania jak wrócimy.
Nie pokazuję Wam jakie to meble, bo pochwalimy się efektem końcowym, już jak wrócimy do kraju.
Poza tym młoda zyskała nowe buty- czerwone sandałki- bo z pozostałego obuwia już skubana wyrosła.
Pragnę, więc nadmienić, że po 13 lipca robimy wyprzedaż "po Liwkowych" rzeczy:
buty, kurtki, bluzeczki, sukienki, spódniczki...wszystko, co już za małe, a jest tego sporo.
Dziękuję również wszystkim którzy trzymali kciuki za to, aby mała nie polubiła sklepowych wyłudzaczy pieniędzy, czyli samochodzików.
Nie udało się. Na razie jednak wystarczy jej siedzenie.
Wybrałam się z moją niunią na dział z kosmetykami, bo skończył mi się eyeliner, cienie do powiek, błyszczyk- też tak macie, że jak kończą Wam się kosmetyki to zazwyczaj wszystkie na raz?
Liwka to by pół kosmetyków wykupiła jak nie całość- wszystko co kolorowe,
a nie daj Bóg się jeszcze błyszczy, to dla niej ideał
Dobrze, że jeszcze nie ładuje tych rzeczy do koszyka.
W rezultacie, mimo długiego czasu spędzonego przy podkładach i innych,
nie wybrałam nic. Badziewie jakich mało, muszę skorzystać z oferty innego sklepu.
W piątek przy rozmrażaniu lodówki zaliczyłam mały wypadek przy pracy.
Woda przelała się z tacki i mądra ja, wchodząc do kuchni z rozpędem geparda,
nie zauważyłam, tej gigantycznej kałuży.
Leżąc plackiem na płytkach, pukałam się w łepetynę, mówiąc sobie jak dziecku,
że nigdy więcej nie będę biegać po mieszkaniu.
Poza tym wzrok Liwii, która jakby zdała się mówić- a mówiłam nie biegaj- był dobrą reprymendą.
Mama zgodnie z ustaloną karą z Liwką, powinna iść do pokoju,
posiedzieć chwilkę i przemyśleć swoje zachowanie.
Nie poszłam- musiałam pościerać to co się rozlało.
Zaczęłam też porządki w komodzie, przecież trzeba wszystko wyciągnąć,
bo jutro jedzie do nowej właścicielki.
Tutaj nadeszło załamanie.
Gdy zobaczyłam ogrom tych rzeczy, które mamy wziąć ze sobą- o mało nie dostałam zawału.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak mnóstwo tych bambetli mamy.
Sporo klamotów wyrzuciłam- stare nie działające już telefony,
jakaś ciastolina małej, która już dawno zaschła i sporo innych niepotrzebnych gadżetów.
No ale ta cała reszta...będziemy wracać zapakowani jak Beduini, albo i gorzej.
Plan przeprowadzki:
1. Wybierz termin przeprowadzki- jeżeli jest to inne mieszkanie które np. wynajmujecie wybierz taki, aby daty wyprowadzki i wejścia na "nowe" się zazębiały- chyba, że macie dobre kartony, żeby przekoczować pod mostem.
Najlepiej, żebyś nie miała wtedy okresu, napięcia przedmiesiączkowego ani innych gorszych dni (niech mąż usunie się z horyzontu), bo i tak ktoś w tym dniu, zdąży Cię wkurzyć.
2. Wybierz firmę transportową. Jak Cię zirytują za pierwszym podejściem, to sobie odpuść, bo w docelowym dniu, podniosą Ci ciśnienie jeszcze bardziej.
Gdy przewozem ma się zająć rodzina, przemyśl to kilka razy, co by Ci tej pomocy nie wypominali, przy okazji, każdego rodzinnego spotkania.
3. Jeżeli to Ty rozkładasz meble (nie firma transportowa), uważaj na palce, nogi, ręce i inne części ciała- istnieje możliwość przygniecenia przez mebel. Gdy robi to Twój mąż nie zasypuj go radami i instrukcjami, bo możesz dostać młotkiem,
4. Niektórzy robią sobie listę rzeczy, które mają zabrać...po co tracić na nią czas, skoro Ty się przeprowadzasz, więc masz wziąć wszystko- shit.
5. Najlepiej sama opisz pudła, bo przecież i tak wiesz, że Ty to zrobisz najlepiej.
6. Mówią, że lepiej zacząć pakowanie od małych przedmiotów- a ja radzę, pakuj to co Ci idzie najlepiej, resztę zostaw mężowi, a gdy musisz poradzić sobie sama to pakuj tylko tak, żeby niczego nie rozbić- i tak sama się odnajdziesz w tym nieładzie.
7. Gdy już nadszedł ten jakże piękny dzień przeprowadzki, możesz się spodziewać, a najlepiej z góry załóż, że wszystko będzie przeciw Tobie: zatnie się winda, nie będzie miejsca przed klatką i będziecie musieli targać pudła kilometr dalej itp.
8. Bądź miła dla tych co dźwigają, żeby nie zwracali uwagi na to, że Ty kursujesz z tymi najlżejszymi rzeczami (trzeba stwarzać pozory)
9. Jeżeli dobrze dopasowaliście termin przeprowadzki i nie musicie koczować pod mostem, to teraz czeka Cię rozpakowywanie w nowym miejscu- trzeba odnaleźć najpotrzebniejsze rzeczy. Jeżeli robisz wszystko zgodnie z tą listą to wróć do punktu z pakowaniem rzeczy i posegreguj jednak rzeczy zgodnie z miejscami lub ich przeznaczeniem, bo inaczej w życiu nie znajdziesz tych szczoteczek do zębów.
10. Jeżeli wydaję Wam się, że wszystko przebiegło idealnie, przypomnijcie sobie czy wzięliście dziecko?
Żeby nie było tak kolorowo, to i u nas nie obyło się bez przebojów- winda, która miała być na godzinę 16, jak wspomniałam powyżej, przyjechała dopiero na 17:30. Mąż mój chyba zakwasów już dostał, od wstawania z sofy do okna, bo co usłyszał dźwięk jakby jakiegoś większego samochodu, to myślał, że to zwyżka, i leciał ziorać.
Mała się rozpłakała kiedy zwozili na dół sofy. Nie wiem czy dlatego, że będzie za nimi tęskniła, czy dlatego, że zanim je władowali windę, to tata na tym chwiejącym się podnośniku, na samym szczycie- musiał stanąć, żeby ten wypoczynek na doń wtargać.
W tym całym zamieszaniu, udało mi się zrobić tylko dwa zdjęcia.
Nie było czasu na więcej, bo tu rozpaczająca Liwia, tu ogarnąć trzeba było ten syf po meblach,
w dodatku kuchnia wygląda, gorzej niż stajnia.
W niedzielę, oprócz zakupów, czeka nas generalne porządkowanie, a w poniedziałek finisz.
07 lipiec to też przeprowadzka part 2, albowiem przenosimy
już swoje rzeczy do cioci Agi i wujka Mirka.
Będą nas mięli na głowie przez najbliższe kilka dni, a i przypilnują nam w niedzielę Liwunii,
za co serdecznie dziękujemy- odwdzięczymy się.