Dlaczego jednak jesteśmy tak krytyczne wobec innych matek? Zamiast trzymać się razem, oceniamy się nawzajem, porównujemy, wytykamy błędy. Dlaczego mamy potrafią innym mamom tak skutecznie uprzykrzyć życie? Dlaczego internetowe grupy rodzicielskie są przepełnione złośliwymi komentarzami, przytykami i krytyką cudzych decyzji?
Mom-shaming – zawstydzanie mam
To zjawisko, które najłatwiej zaobserwować właśnie w internecie. Wszędzie tam, gdzie kobiety szukają wsparcia, dzielą się doświadczeniami albo po prostu pytają o radę, w komentarzach wylewa się morze ocen, przytyków i „dobrych rad”. Można wręcz powiedzieć, że bez względu na to, co zrobi matka – zawsze znajdzie się ktoś, kto uzna to za niewłaściwe.
Urodzi przez cesarskie cięcie? Źle.
Karmi piersią dłużej niż pół roku? Też źle – „przesadza”.
Odstawi dziecko po czterech miesiącach? „Nie dba o jego zdrowie”.
Wraca do pracy? „Wyrodna”.
Zostaje w domu? „Leniwa”.
Idzie na studia? „Egoistka”.
Można by tak wymieniać bez końca. Skąd się bierze mom-shaming? Dlaczego kobiety zużywają tyle energii, by dopiec innym mamom, zamiast je wspierać? Odpowiedź jest dość prosta choć zaskakująca, robią tak, bo się boją.
Ocenianie jako sposób na własne lęki
Gdy obserwujemy inne matki w ich codziennych zmaganiach z macierzyństwem, porównujemy ich decyzje do własnych. Niekoniecznie robimy to w złej intencji, po prostu obserwujemy różnice między sobą a innymi kobietami. Jednak, zamiast na chłodno uznać coś jedynie za inne podejście do danej sprawy, włącza nam się krytyczne myślenie. Dzieje się tak z powodu lęku.
Ponieważ same nie jesteśmy do końca przekonane o słuszności naszej decyzji, gdy widzimy, że ktoś robi inaczej, łatwiej jest uznać, że to on się myli. To prosty schemat, który doskonale funkcjonuje, by pomóc nam szybko poprawić własne samopoczucie. Szukając potwierdzenia słuszności własnego postępowania, z góry zakładamy, że ktoś, kto robi inaczej, popełnia błąd.
Jesteśmy przepełnione strachem, więc to porównywanie to nic innego jak mechanizm obronny. Oceniając, błyskawicznie podbudowujemy własną samoocenę.
Matka idealna nie istnieje
Matki jako grupa społeczna wpadły w sidła dążenia do perfekcji. Media społecznościowe przepełnione są kontami kobiet, które pokazują nieskazitelny wizerunek macierzyństwa. Algorytmy szybko uczą się, jakie treści nam podsuwać, więc nim się obejrzymy, jesteśmy zalewane nieosiągalną wizją życia idealnego. Uśmiechnięte dzieci, zrobione paznokcie, idealne balansowanie między pracą, domem a życiem towarzyskim.
Takie obrazki się doskonale sprzedają, są promowane i podbijane przez algorytmy. Ale potrafią też mocno zaburzyć obraz rzeczywistości. Zwłaszcza u kobiet niepewnych, zalęknionych, wątpiących w słuszność własnych decyzji.
A przecież przed chwilą wspominaliśmy — większość matek właśnie tym lękiem jest przepełniona.
I tu jest pies pogrzebany, to samo nakręcająca się spirala dążenia do macierzyńskiego idealizmu. Gdy tylko trafi na podatny grunt, zaczyna kiełkować. Im bardziej czujemy się niepewne, tym bardziej chcemy udowodnić sobie (i światu), że wszystko mamy pod kontrolą. Że potrafimy. Że jesteśmy wystarczające. Tylko że ten perfekcyjny obraz ma swoją cenę. Rośnie w nas napięcie, frustracja i lęk, że nie wszystko idzie zgodnie z planem. A wtedy najłatwiej szukać winy nie w sobie, tylko w innych. I tak zaczyna się ocena, porównywanie, krytyka.
Krytykujące starsze pokolenie
A co z opiniami starszego pokolenia? Niejedna z nas słyszała krytyczne komentarze od własnej mamy, babci czy teściowej. Z lekkim pobłażaniem w głosie rzucają uwagi o metodach wychowawczych, powołując się na własne doświadczenia sprzed dwóch czy trzech dekad. Trudno to czasem inaczej wytłumaczyć niż zwykłą zazdrością albo zawiścią. Ale czy to prawdziwy powód?
Kiedyś macierzyństwo wyglądało inaczej. Może było trudniejsze, bo pozbawione dzisiejszych udogodnień technologicznych, ale z drugiej strony wolne od znanej nam presji. Rodzice mieli swój, niedostępny dla dzieci świat. Dziecko miało słuchać i się nie odzywać. My dziś robimy wszystko, żeby tego nie powielać. Staramy się słuchać naszych dzieci, rozumieć ich emocje i budować relacje. Ale tym samym nakładamy na siebie ciężar, którego nasze matki często nie miały.
A może właśnie to budzi w starszych kobietach lęk? Obawę, że skoro my robimy inaczej, to może one jednak nie zrobiły wszystkiego tak dobrze, jak im się wydawało. I znów wraca znany nam schemat. Krytykują, żeby poprawić własne samopoczucie.
Nowe pokolenie, stare nawyki
Nie da się ukryć ogromnej różnicy między pokoleniem współczesnych matek a tym, które je wychowywało. Niegdyś kobiety nie mówiły o swoich potrzebach, lękach czy obawach. Nikt ich tego nie nauczył, nikt nie powiedział, że tak można. Wraz ze zmianą pokoleniową przyszło coś, co można nazwać rozwojem emocjonalnym.
I tak oto mamy pokolenie mam, które nie dość, że starają się nie powielać schematów znanych z własnych domów (co akurat jest naturalne dla każdej generacji – na tym przecież polega ewolucja), to wciąż noszą w głowach głosy z przeszłości.
„Nie przesadzaj.”
„Nie płacz, nic się nie stało.”
„Czego ty się boisz?”
I choć za wszelką cenę staramy się od tego odciąć grubą linią, te słowa nadal w nas siedzą. Nadal wpływają na to, jak patrzymy na siebie i jak oceniamy inne kobiety.
Być może to kolejny powód, dla którego tak często oceniamy, bo same bezustannie podlegamy samoocenie. W naszych głowach wciąż rozgrywa się dialog z przeszłością, w którym próbujemy udowodnić, że jesteśmy wystarczające, choć jesteśmy inne. To tylko potęguje niepewność. A gdy ta się pojawia, sięgamy po to, co znamy najlepiej – po krytykę. Tyle że tym razem wymierzoną w inne matki.
Wsparcie daje siłę, nie krytyka
Nikt lepiej od matek nie wie, jak wiele w macierzyństwie jest niepewności i lęków. Więc może po prostu, zanim napiszemy kolejną kąśliwą uwagę albo przykrą odpowiedź w internecie, zastanówmy się, czy ta druga mama naprawdę prosiła o ocenę swojej decyzji. A może po prostu dzieli się swoim szczęściem, swoją wizją macierzyństwa, swoim sposobem na bycie mamą. Owszem, innym od naszego, ale w jej oczach, słusznym.
Każda z mam niesie ze sobą swoją historię, doświadczenia, obawy i marzenia. Nie mamy prawa oceniać cudzych decyzji ani uważać swoich wyborów za lepsze tylko po to, by poprawić własne samopoczucie. Taka małostkowość to nie jest coś, co warto przekazywać kolejnemu pokoleniu. Niech nasze dzieci wyrosną na dorosłych, którzy nie czują potrzeby ciągłego porównywania się, rywalizacji i udowadniania, kto jest lepszy. Bo prawdziwa siła – kobiet, mężczyzn, całego społeczeństwa nie leży w krytyce, tylko w umiejętności oferowania wsparcia. I to jest postawa, którą warto nieść dalej.