Wychowanie kiedyś, a teraz...
- Zarejestrowany: 18.03.2008, 09:47
- Posty: 6183
Chciałabym zachęcić wszystkie babcie oraz dziadków do rozmowy na temat dawniejszych (Waszych) oraz nowoczesnych (Waszych dzieci) metod wychowawczych... Czym się między sobą różnią? Które bardziej Wam się podobają i dlaczego? Jak wpływają na dorosłe życie?
Oczywiście bardzo mile widziany także głos rodziców - jak Wy byliście wychowywani, a jak wychowujecie Wasze pociechy?
Mi osobiście wydaje się, że kiedyś jednak pozwalano dzieciom na zdecydowanie mniej - ale może to tylko złudzenie? Zapraszam do refleksji i podzielenia się Waszymi cennymi spostrzeżeniami
- Zarejestrowany: 27.10.2009, 16:11
- Posty: 30511
https://www.familie.pl/Forum-3-28/m857307-2,Ciaza-porod-wychowanie-dziecka-w-opowiesciach-naszych-mam-i-babc-czyli-jak-to-bylo-kiedys.html
Podobny temat już był niedawno :) Aczkolwiek bardzo ciekawy i wart odświeżenia.
zgadzam sie z Ulą,kiedys dzieci czuly wiekszy respekt i przed rodzicami i nauczycielami....i mniej im bylo wolno
- Zarejestrowany: 15.12.2009, 22:07
- Posty: 4215
Przedtem dzieci nie były tak doinformowane. Całym światem była rodzina i najbliżsi z otoczenia. Kazdy żył swoim życiem w swojej własnej społeczności a teraz przekaz informacji jest tak ogromny. Gdy spojrzę na zeszyty mojej mamy ze zdjęciami, artykułami z zagranicznych gazet to widzę ,ze W jej czasach to było coś niesamowitego. Teraz dzieci takie informacje , zdjęcia ma w każdym kolorowym piśmie, stronie internetowej. Kiedyś goniło sie króliczka i było się szczęśliwym,ze sie go goni a teraz króliczka sie ma i nie wie co należy z nim zrobić i często z głupoty dzieciaki robią to czego nie powinny.
- Zarejestrowany: 18.04.2008, 22:57
- Posty: 161880
zgadzam sie z Ulą,kiedys dzieci czuly wiekszy respekt i przed rodzicami i nauczycielami....i mniej im bylo wolno
Co prawda to prawda... ja już tę różnicę "pokoleniową" w wychowaniu zauważyłam u swoich dzieci a konkretnie synów, których dzieli prawie 10 lat. Nie raz starsze jego rodzeństwo "wypomina" nam, że najmłodszy syn miał więcej luzu i mniej się od niego wymagało...
Jednak ta dekada różnicy jest widoczna, nie m co ukrywać...
- Zarejestrowany: 18.03.2008, 09:47
- Posty: 6183
https://www.familie.pl/Forum-3-28/m857307-2,Ciaza-porod-wychowanie-dziecka-w-opowiesciach-naszych-mam-i-babc-czyli-jak-to-bylo-kiedys.html
Podobny temat już był niedawno :) Aczkolwiek bardzo ciekawy i wart odświeżenia.
Myślę, że jednak wychowanie to temat na tyle odległy od ciąży i porodu, że warto poświęcić mu oddzielną dyskusję
zgadzam sie z Ulą,kiedys dzieci czuly wiekszy respekt i przed rodzicami i nauczycielami....i mniej im bylo wolno
Co prawda to prawda... ja już tę różnicę "pokoleniową" w wychowaniu zauważyłam u swoich dzieci a konkretnie synów, których dzieli prawie 10 lat. Nie raz starsze jego rodzeństwo "wypomina" nam, że najmłodszy syn miał więcej luzu i mniej się od niego wymagało...
Jednak ta dekada różnicy jest widoczna, nie m co ukrywać...
No właśnie - czy to wszystko idzie w dobrym kierunku, czy raczej nie? Może jednak kiedyś za bardzo dzieci "dyscyplinowano"...?
- Zarejestrowany: 18.09.2012, 14:39
- Posty: 4749
Kiedyś rodzice bardziej zwracali uwagę na samodzielność dzieci. Ja pamiętam że w 3 klasie podstawówki sama pokonywałam po 3,5km w jedną stronę do szkoły i jakoś nikt się specjalnie nie martwił, że idę tam z katarem, że mogę się zgubić czy tym podobne. Bawiłam się w rurach przygotowanych do melioracji rowów, łaziłam po drzewach i pędziłam na rowerze bez trzymania kierownicy i nikt przez to w panikę nie wpadał. Kiedyś gdy ktoś samochodem podwoził dziecko do szkoły i był to obcy tonie oskarżano go od razu o porwanie czy o pedofilstwo tylko to była uczynność. Teraz widzę to po wielu babciach, a i często po mamach jak trzęsą się nad zdrowiem wnuków, mimo że te mają tylko katar czy kaszel. Widzę rodziców pilnujących starsze dzieci na placach zabaw, wciąż prowadzących ich za rączki, albo w drugą stronę widzę dzieci pozbawione całkowicie troski rodzicielskiej nie nadopiekuńczości a zwykłej rozmowy jaką również dzieci potrzebują. Widzę jak każdy sobie rzepkę skrobie i zero wzajemnej pomocy i to samo przekazywane jest dzieciom. Dystans, egoizm, brak empatii, nakierowanie na zysk. To wszystko są minusy naszej cywilizacji. Te plusy które jeszcze pozostały są negowane, a ludzie nimi kierujących się odsuwa się od społeczności. Potrzeba akcji typu zwykły bohater żeby normalne ludzkie odruchy docenić. Przykre to bardzo i naprawdę nie wiem dokąd my wszyscy zmierzamy...
Ja czekam na rady od babć - jak to robiłyście, że dzieci sprzątały po sobie, nie krzyczały i ogólnie były dużo bardziej gzreczne niż teraz?:)
- Zarejestrowany: 18.04.2008, 22:57
- Posty: 161880
zgadzam sie z Ulą,kiedys dzieci czuly wiekszy respekt i przed rodzicami i nauczycielami....i mniej im bylo wolno
Co prawda to prawda... ja już tę różnicę "pokoleniową" w wychowaniu zauważyłam u swoich dzieci a konkretnie synów, których dzieli prawie 10 lat. Nie raz starsze jego rodzeństwo "wypomina" nam, że najmłodszy syn miał więcej luzu i mniej się od niego wymagało...
Jednak ta dekada różnicy jest widoczna, nie m co ukrywać...
No właśnie - czy to wszystko idzie w dobrym kierunku, czy raczej nie? Może jednak kiedyś za bardzo dzieci "dyscyplinowano"...?
Może i tak było ale za to i problemów było mniej. Wiem to na swoim przykładzie
Kiedyś dziecko miało na pewno więcej narzuconych norm i nakazów, wiele temtów było tematami tabu- teraz rozmawia się z dziećmi " o wszystkim"
Kiedyś było o wiele więcej wzorców do naśladowania, teraz są to tylko celebryci znani z tego, że są..."znani", często i gęsto ich zachowanie wcale nie znależy do grzecznych a wręcz skandalicznych- a media żyją ze skandali i koło się zamyka- skandale w domu (ojciec dał klapsa dziecku- molestowanie), skandal w szkole (nauczycielka nakrzyczała na dziecko), skandal w mediach, bo dziecko wypadło z okna (no na pewno matka nie dopilnowąła- tylko odebrać jej prawa rodzicielskie)
Teraz to tylko to dziecko ma prawa, a gdzie my w tym jesteśmy dorośli??? Jak mamy ich wychować na porządnych ludzi, gdy wokół tylko pełno nienawiści, wzajemnej zajadłości, złości..
- Zarejestrowany: 06.01.2010, 15:15
- Posty: 112855
Kiedyś było inaczej. Dzieci miały więcej obowiązków, które musiały wykonywać, nie było w sklepach tego wszystkiego, co jest teraz, było więcej zakazów i nakazów... Teraz dzieci mają "lżejsze" dzieciństwo. Ale trzeba zadbać o to, aby start w dorosłe- samodzielne życie nie był bolesny. Żeby dzieci wiedziały, czego mogą się spodziewać, jak zacząć dorastać- na własny rachunek. Można kochać mądrze, ale w wychowaniu dzieci ważna jest przede wszystkim konsekwencja.
- Zarejestrowany: 01.10.2009, 10:38
- Posty: 4075
Kiedyś rodzice bardziej zwracali uwagę na samodzielność dzieci. Ja pamiętam że w 3 klasie podstawówki sama pokonywałam po 3,5km w jedną stronę do szkoły i jakoś nikt się specjalnie nie martwił, że idę tam z katarem, że mogę się zgubić czy tym podobne. Bawiłam się w rurach przygotowanych do melioracji rowów, łaziłam po drzewach i pędziłam na rowerze bez trzymania kierownicy i nikt przez to w panikę nie wpadał. Kiedyś gdy ktoś samochodem podwoził dziecko do szkoły i był to obcy tonie oskarżano go od razu o porwanie czy o pedofilstwo tylko to była uczynność. Teraz widzę to po wielu babciach, a i często po mamach jak trzęsą się nad zdrowiem wnuków, mimo że te mają tylko katar czy kaszel. Widzę rodziców pilnujących starsze dzieci na placach zabaw, wciąż prowadzących ich za rączki, albo w drugą stronę widzę dzieci pozbawione całkowicie troski rodzicielskiej nie nadopiekuńczości a zwykłej rozmowy jaką również dzieci potrzebują. Widzę jak każdy sobie rzepkę skrobie i zero wzajemnej pomocy i to samo przekazywane jest dzieciom. Dystans, egoizm, brak empatii, nakierowanie na zysk. To wszystko są minusy naszej cywilizacji. Te plusy które jeszcze pozostały są negowane, a ludzie nimi kierujących się odsuwa się od społeczności. Potrzeba akcji typu zwykły bohater żeby normalne ludzkie odruchy docenić. Przykre to bardzo i naprawdę nie wiem dokąd my wszyscy zmierzamy...
Całym sercem zgadzam się z przedmówczynią. Z racji wieku a także późnego macierzyństwa, mam podobne zdanie. Ja jako dziecko, do szkoły (wieś) miałam ok 2km. Byłam dzieckiem chorowitym, dlatego przez pierwsze lata szczególnie zimą byłam podwożona (nie specjalnie poprostu ojcie jeździł do mleczarni) Ale ok 4-5 klasy chodziłam pieszo lub rowerem. Miałam dwoje starszego rodzeństwa, z tej racji miałam pewne przywileje. Ale nie znaczy to że nie miałam obowiązków. W każdą sobotę było gruntowne sprzątanie domu, podwórka. Jak były prace polowe to najpierw pomagałam mamie w domu: zmywanie naczyń, karmienie ptaków (mama hodowała ok. 100 kurczaków, kilkadziesiąt kaczek itp). Nosiłam jedzenie i picie dla pracujących w polu. Pod koniec podstawówki pracowałam już w polu: pielenie buraków, wykopki, żniwa. Na miare moich sił. Nikt się nie buntował, bo od dziecka było wiadome, że tak musi być. Nie pamiętam czy już o tym nie pisałam: jeden raz się zbuntowałam- gdy rodzice nie chcieli posłać mnie do liceum. Strajk (nic nie robiłam tylko czytałam) był na tyle skuteczny, że na przyszły rok złożyłam podanie, zdałam egzamin (tak wtedy były egzaminy wstępne, a nie jak teraz z miernymi przyjmowani są do LO). Po liceum byłam już dorosła, pracowałam i opiekaowałam się rodzicami na rencie.
Moje siostrzenice i siostrzeńcy mieli już lepiej (na wsi mechanizacja, w mieście lżej) niewiele się różniło ich wychowanie. Ogólna bieda powodowała, ze np. siostra swoim córkom szyła, ja dziergałam i nikt nie kręcił nosem, że mu coś nie pasuje. Cieszyli się z nowego sweterka, czy szalika pod choinką.
No i czasy najnowsze. Mój syn był podobnie wychowywany jak ja, najpierw trzeba robić to co konieczne (nauka), co pożyteczne (pomoc w domu, sprzątanie itp) i dopiero wtedy można to co przyjemne (zabawa, wyjścia do kolegów itd.) Obserwując obecne dzieci i młodzież, mówię Mateuszowi, że jego pokolenie to ostatnie "normalne".
Obecnie to dzieci rządzą w domu, bez względu na wiek. Zaczyna się od drobnych sprzeciwów, poprzez nieposłuszeństwo, brak ideałów, do wandalizmu i przestępstw.
Dzieci są pod ochroną od najmłodszych lat, znają swoje prawa ale nie obowiązki. Rodzice są nadopiekuńczy. Przykład: odprowadzanie do szkoły (odwożenie pod same drzwi szkoły). Zrozumieć można jak to jest początek pierwszej klasy, a nie noszenie plecaka "chłopu" z IV-V klasy. Za moich czasów na roraty chodziło się rano na 6-6.30, a teraz specjalnie są o 17.00. Mój syn nie mógł się doczekać kiedy będzie miał 7 lat, zeby nie chodzić z mamą do szkoły (mimo że w niej pracowałam). Samodzielnie chodził na zajęcia pozalekcyjne, do kościoła itd.
Takie są moje przemyślenia na w/w temat
- Zarejestrowany: 14.06.2010, 21:25
- Posty: 10745
Patrząc ze swojego punktu widzenia,nie muszę szukać w odległych czasach mojego spojrzenia na wychowanie.Ja od nastoletnich lat byłam nauczona że trzeba w domu posprzątać,ugotować obiad (nauczyłam się w wieku 16lat),bo rodzice pracowali,Czułam respekt do nauczycieli w szkole.A teraz??Szczerze?nie rozumiem dzisiejszej młodzieży,ich tekstów....zachowania.....Stosunku do starszych od siebie......Zero szacunku-uważają się że wszystko Im wolno.......Mnie ostatnio panna "wkurzyła"wchodzi ze swoją mamą do nas do biura i podczas rozmowy"Strzela Balony z gumy do żucia"No żeś kurka wodna,Chcesz być dorosła,to się zachowuj....
- Zarejestrowany: 26.01.2010, 18:21
- Posty: 18946
kiedyś rodzice " rządzili " dziećmi , teraz jest w wielu przypadkach odwrotnie ....
- Zarejestrowany: 18.04.2008, 22:57
- Posty: 161880
kiedyś rodzice " rządzili " dziećmi , teraz jest w wielu przypadkach odwrotnie ....
Alinko - co prawda, to... prawda... Brak zakazów, obowiązków, kar nie koniecznie cielesnych żeby nie było, itp. coraz bardziej daje się we znaki...
- Zarejestrowany: 24.02.2015, 18:36
- Posty: 10
Moim zdaniem obecnie coraz bardziej "rozpuszcza się" dzieci i przez to pojawia się wiele problemów wychowawczych. Słyszałam ostatnio o sytuacji gdzie dziecko 6 letnie chodzi nadal w pampersie, ponieważ mama nie chce go stresować i uważa, że jak będzie gotowy, to sam sobie go zdejmie i będzie normalnie korzystał z toalety. Jednym słowem szok. Jestem młodą osobą i zaskakuje mnie to ile się zmieniło w tak krótkim czasie. Dzieci rządzą wszędzie w domu i w szkole. Dziecko zawsze mówi prawdę i ma rację, a dorosły jest tym złym i jego należy karać. Zastanawia mnie to dlaczego rodzice do tego dopuszczają? Kiedy myślę o tym jak ja wychowałabym swoje dziecko i porównuję z dzisiejszymi poglądami, to zastanawiam się czy wogóle mieć dzieci. Chyba zrezygnuję, bo zostanę okrzyknięta najgorszą matką roku, która zabrania swojemu dziecku różnych rzeczy. W pracy spotkałam się już z różnymi rodzicami i byłam w ciężkim szoku, kiedy jedna z mam podczas rozmowy na temat zachowania swojego dziecka stwierdziła "On już tak ma i ja nic z tym nie mogę zrobić, już za późno, niech Pani coś z nim zrobi.". Zauważyłam, że dużo rodziców wymaga coraz więcej od innych np. nauczycieli, a coraz mniej od siebie jezeli chodzi o wychowanie dziecka. Chciałabym rozwinąć tu ten temat i poczytac opinie rodziców, którzy jeszcze nie oszaleli i nie zostali "poddanymi" swoich dzieci.
- Zarejestrowany: 24.09.2013, 09:39
- Posty: 1978
Moim zdaniem obecnie coraz bardziej "rozpuszcza się" dzieci i przez to pojawia się wiele problemów wychowawczych. Słyszałam ostatnio o sytuacji gdzie dziecko 6 letnie chodzi nadal w pampersie, ponieważ mama nie chce go stresować i uważa, że jak będzie gotowy, to sam sobie go zdejmie i będzie normalnie korzystał z toalety. Jednym słowem szok. Jestem młodą osobą i zaskakuje mnie to ile się zmieniło w tak krótkim czasie. Dzieci rządzą wszędzie w domu i w szkole. Dziecko zawsze mówi prawdę i ma rację, a dorosły jest tym złym i jego należy karać. Zastanawia mnie to dlaczego rodzice do tego dopuszczają? Kiedy myślę o tym jak ja wychowałabym swoje dziecko i porównuję z dzisiejszymi poglądami, to zastanawiam się czy wogóle mieć dzieci. Chyba zrezygnuję, bo zostanę okrzyknięta najgorszą matką roku, która zabrania swojemu dziecku różnych rzeczy. W pracy spotkałam się już z różnymi rodzicami i byłam w ciężkim szoku, kiedy jedna z mam podczas rozmowy na temat zachowania swojego dziecka stwierdziła "On już tak ma i ja nic z tym nie mogę zrobić, już za późno, niech Pani coś z nim zrobi.". Zauważyłam, że dużo rodziców wymaga coraz więcej od innych np. nauczycieli, a coraz mniej od siebie jezeli chodzi o wychowanie dziecka. Chciałabym rozwinąć tu ten temat i poczytac opinie rodziców, którzy jeszcze nie oszaleli i nie zostali "poddanymi" swoich dzieci.
Zanim zostałam mama wszytsko wydawało mi się o wiele łatwiejsze i wydawało mi się że będe bardziej stanowcza, macierzyśtwo zweryfikowało moje postanowienia. Myśle że w Twoim przypadku będzie podobnie. nie wszystkie swoje postanowienia wprowadzisz w życie bo zmienisz do nich podejście. Czy będziesz złą matką w oczach innych? Pewnie znajdą się tacy co Twoje metody wychowawcze będą krytykować. Krytyka to chyba nieodłączny element bycia człowiekiem.
A ja myślę, że jednak większość dzisiejszych rodziców jest "normalnych", oczywiście zdarzają się przypadki o których pisze snejkszejk.
Zgadzam się również z ila, że też myslałam, że będę bardziej surowa i stanowcza. Życie zweryfikowało pewne sprawy. Myslę, że jestem stanowcza, gorzej z ewentualnym wymierzaniem kar. Zawsze jest mi szkoda mojej córy.
- Zarejestrowany: 01.10.2009, 10:38
- Posty: 4075
A ja myślę, że jednak większość dzisiejszych rodziców jest "normalnych", oczywiście zdarzają się przypadki o których pisze snejkszejk.
Zgadzam się również z ila, że też myslałam, że będę bardziej surowa i stanowcza. Życie zweryfikowało pewne sprawy. Myslę, że jestem stanowcza, gorzej z ewentualnym wymierzaniem kar. Zawsze jest mi szkoda mojej córy.
Skoro jest większość "normalnych" rodziców to dlaczego zwiększa się liczba "nienormalnych dzieci"? Pomijając patologię, w szkołach na co dzień jest przemoc, dzieci uzależnione od wszystkiego (narkotyki, komputery itd.) Moim zdaniem brak zainteresowańia ze strony rodziców, brak zajęć (obowiązki domowe, nauka) dzieci się "nudzą", a nuda prowadzi do nałogów. Młodzież nie ma zainteresowań, nie przykładają się do nauki (a tym można zabić nudę). Z doswiadczenia: młodzież w naszym mieście ma pretensje, ze nie mają gdzie się spotykać, że spotykają się "pod mostem". A to nieprawda. Jest np młodzieżowy klub integracjyjny, wolontariat, zajęcia w miejskiej bibliotece i tłumów tam nie widać. Ale o co im chodzi; o miejsce/lokal ale bez dozoru dorosłych opiekunów aby mogli zachowywać się w myśł hasła "róbta co chceta!!!"
A trzypokoleniowy opis wychowania dzieci przedstawiłam w poście wyzej (14.12.20120
- Zarejestrowany: 28.04.2009, 13:58
- Posty: 66136
Może niektóre rzeczy wynikają z tego z względu że dzieci mamy teraz zdecydowanie mniej i dużo później. Dziecko jest wyczekana i wyńańczone. Dziecku coraz więcej wolno. A czas bez rodzic jest mu wynagradzany w materialny sposób bo i rodzica ma zdecydowanie mniej.
A ja myślę, że jednak większość dzisiejszych rodziców jest "normalnych", oczywiście zdarzają się przypadki o których pisze snejkszejk.
Zgadzam się również z ila, że też myslałam, że będę bardziej surowa i stanowcza. Życie zweryfikowało pewne sprawy. Myslę, że jestem stanowcza, gorzej z ewentualnym wymierzaniem kar. Zawsze jest mi szkoda mojej córy.
Skoro jest większość "normalnych" rodziców to dlaczego zwiększa się liczba "nienormalnych dzieci"? Pomijając patologię, w szkołach na co dzień jest przemoc, dzieci uzależnione od wszystkiego (narkotyki, komputery itd.) Moim zdaniem brak zainteresowańia ze strony rodziców, brak zajęć (obowiązki domowe, nauka) dzieci się "nudzą", a nuda prowadzi do nałogów. Młodzież nie ma zainteresowań, nie przykładają się do nauki (a tym można zabić nudę). Z doswiadczenia: młodzież w naszym mieście ma pretensje, ze nie mają gdzie się spotykać, że spotykają się "pod mostem". A to nieprawda. Jest np młodzieżowy klub integracjyjny, wolontariat, zajęcia w miejskiej bibliotece i tłumów tam nie widać. Ale o co im chodzi; o miejsce/lokal ale bez dozoru dorosłych opiekunów aby mogli zachowywać się w myśł hasła "róbta co chceta!!!"
A trzypokoleniowy opis wychowania dzieci przedstawiłam w poście wyzej (14.12.20120
Ja tak nie uważam. Być może nie mam zbyt dużej styczności z młodzieżą.
Są pewne zmiany z pokolenia na pokolenie, następny pokolenie bedzie jeszcze inne. Na te zmiany wpływa wiele czynników, przede wszystkim rozwój techniki. Część tych zmian na pewno jest dobra, część zła. Nie jesteśmy w stanie tego zatrzymać i myślę, ze za 2 pokolenia, to my będziemy mówić jaka ta młodzież była grzeczna, a teraz? Czasem po prostu nie nadażamy za zmianami. Nie rozumiemy ich. Ja tez się buntuję, też wiele chciałabym zmienić.
Nie mówię tu o narkotykach, alkoholu, młodym seksie, braku kultury czy zerowych obowiązkach w domu. Tym każdy rodziec powinien się zająć, edukować i rozmawiać. Znam jednak rodzinę, w której rodzice są naprawdę wspaniali, a dziecko wpadło w złe towarzystwo, nie mogą sobie z nim poradzić, .
Oczywiście jest więcej pokus, niż kiedyś. Choć jak mój dziadek i tata opowiadali co wyprawiali za młodu, to też nie można powiedziec, że byli dobrą młodzieżą. Różnica jest taka, że kiedyś dostawali za to tęgie lanie. Dziś się dzieci nie bije.