Witam, proszę o radę i waszą opinię na temat tej sytuacji. Córka w 2 klasie podstawówki chodzi na zajęcia dodatkowe. Po nich ma informacje że nie idzie na świetlice tylko ja ja odbieram. Któregoś razu zajęcia były nieznacznie skrócone (bez poinformowania rodziców) i córkę mimo wszystko wyprowadzono na świetlice, która była na dodtatek w nietypowym miejscu. Córka nie rozumaiała co sie stało, czemu mnie nie ma, czy ona się spóżniła czy ja i biegała to sprawdzać. Gdy przyszłam o właściwej porze do szkoły córka była zdyszana zapłakana zasmarkana i w stanie roztrzęsienia. Poszłam z nią do nauczycielki i usłyszałam o tym skróceniu - ale twierdziła, że dzieci były poinformaowane i zróciła się do mojej córki że jak czegoś nie wie to żeby pytała, nie płakała (ja odebrałam to jako przerzucenie na dziecko winy - choć to nauczycel powinien być pewien, że do dziecków jej komunikat dotarł). Nie skomentowałam tego by już nie zaostrzać i ustaliłam inny system przekazywania dziecka i na tym sprawa by sie zamkneła gdyby nie fakt , że za tydzień córka mówi że Pani zrobiła im pogadankę na temat sytuacji z zeszłego tygodnia i po czym przy całej grupie zwróciła do niej i powiedziała żeby nie płakała tylko jej pytała. Córka nazwała to jako "krzyk bez krzyku " czyli poczuła się upomniana. To mnie rozsiedziło ale żeby córka nie była świadkiem kolejnej rozmowy z ta Panią - napisałam do niej wiadomość gdzie uznałam jej zachowanie za niestosowne a jej inne (nie opisane tu ) stwierdzenia za uprzedmiotawiające dzieci. Odpowiedzi nie dostałam - ale za to zaproszenie od dyrekcji na rozmowę z Panią pedagog szkolną. Powiedziano mi że w celu przedstawienia mojej wersji wydarzeń, bo wersje nauczycielki juz znają. Zakładałam że tak właśnie będzie - a tu wspomniana nauczycielka z notatkami i wydrukami a samo spotkanie prowadzi wicedyrektor a pedagog tylko robi notatke którą co rusz nam podsuwa do podpisu. Wicedyrektor bez wstępu zaczyna mówić o moim uszczypliwym tonie wypowiedzi w mailu a o moja wersję wydarzeń nawet nie pyta. Co się odezwę szuka słowek świadczących o mojej złośliwości i całe spotkanie przebiega właściwie na tym, żeby przykleić mi łatkę kłótliwego rodzica i zmusić do przeprosin nauczyciela. W końcu nauczyciel powtarza znów swoje racje, dyrektor go chwali , pedagog siedzi cicho a ja dochodzę do wniosku nie ma to sensu, podpisuję podsuniety papier gdzie sprawa opisana jest tak jakby dziecko popłakało sie z własnej głupoty a ja za to niesłusznie naskoczyłam na prestiżowego nauczyciela... Czy tak wyglądaja zawsze spotkania z Pedagogiem szkolnym? Byłam naiwna wierząc że ktoś mnie wysłycha i bedzie neutralny w osądzie ? Czy dyrektor ma prawo właściwie samodzielnie prowadzić takie spotkania? W końcu nie jest on obiektywny bo broni swojego pracownika i reputacji szkoły... PROSZĘ O WASZE ZADANIE. JUŻ NIE WIEM CZY ZE MNĄ MOŻE COŚ NIE TAK..