badanie w ciąży
- Zarejestrowany: 29.08.2010, 14:38
- Posty: 12
mam pytanie-jestem w 16 tyg ciąży,w czasie moich wizyt u ginekologa on ani razu nie "zajżał mi do środka" i nie sprawdził,czy jest tam w środku czysto ,czy nie ma nadżerki lub grzybicy.nie zlecił mi również cytologii ponieważ miałam robioną w lipcu 2010r.czy takie zachowanie lekarza jest normalne czy szukać innego??proszę o pomoc
Takie zachowanie lekarza wynika z przyjętych norm przez nas (lekarzy) narzuconych przez NFZ. Wynika to z wynagrodzenia, jakie otzymujemy z NFZ za wizytę pacjentki w poradni. Na przykład, Pani miała wykonane badanie cytologiczne w 2010 r. NFZ przewiduje wg ministerialnego programu wykonanie takiego badania raz na trzy lata i tak też je refunduje. Lekarz może wykonać badanie cytologiczne np. raz w roku (tak jak nakazuje rozsądek i nauka) i ono też jest refundowane ale w innej kwocie. Jeżeli lekarz uważa, że ten sposób refundacji jest nieekonomiczny dla niego, to badania takiego nie musi przeprowadzić częściej, jak raz na trzy lata. Nawet zlecenie jakiegokolwiek badania przez lekarza jest jego dobrą wolą gdyż obowiązująca ustawa mówi, że lekarz "może" wypisać dane badanie. Nie ma w niej słowa, że "musi".
"Zajrzeć do środka", rozumiem, że miała Pani na myśli badanie ginekologiczne z użyciem wziernika pochwowego. Takie badanie lekarz powinien wykonać przynajmniej za pierwszym razem. Kolejne badania w ciąży są przeprowadzane w zależności od sytuacji. Lekarz może użyć wziernika ale nie musi, jeżeli uzna, że jest wskazanie lub go nie ma i nie jest to błędem, jeżeli go nie użyje. Sto wzierników, to dla lekarza koszt ok. 200 zł.; rocznie, to wydatek na poradnię ok. 10 000 tys. zł). Zatem przeplatają się tutaj zdrowie pacjentki, ustawy rządowe, ekonomia poradni, dyktando nauki oraz rozsądek lekarza. Trudno znaleźć idealny złoty środek, który satysfakcjonowałby wszystkie zainteresowane strony. Przy refundacji z NFZ za wizytę pacjentki w poradni w kwocie 25 żł., po odliczeniu kosztów badania ginekologicznego (praca lekarza), badania USG (koszty leasingu sprzętu), badania cytologicznego (koszty pracowni cytologicznej), kosztów drobnych sprzętów (podkłady, szczoteczki, szkieła itp.), kosztów lokalowych (czynsz), energetycznych (prąd, woda, ogrzewanie, ścieki), komputer (leasing), koszty dojazdu (samochód - leasing, paliwo), telefon, itp., amortyzacja sprzętów, opłaty pracowników, podatek do urzędu skarbowego, wysokie opłaty za badania laboratoryjne (!) i wiele innych, których nie będę już wymieniał. To wszystko sprawia, że koszt wizyty na NFZ jest niski a "poszaleć" z badaniami nie bardzo jest jak. Patrząc na wyżej wymienione parametry, to licząć skromnie nawet po złotówce za jedną pozycję, to na prawdę pole manewru jest żadne! A koszty, to nie złótówka, to dziesiątki tysięcy złotych zapłacone za sprzęty i koszty bieżące. NIe ma już doktorów "Judymów". Jest życie i matematyka. Rozumiem, że płaci Pani ubezpieczenie zdrowotne i wymaga tego co się Jej należy ale wymagać można do poziomu, jaki obejmuje ubezpieczenie. Lekarz nie wyczaruje pieniędzy na opłaty za badania, które wszystkie pacjentki chciałyby mieć wg życzenia choć bardzo się staramy sprostać trudnym wymaganiom pracy w poradni.