Rodzicielstwo bliskości rozpatrywać należy bardziej w kategoriach nowego podejścia do wychowania dzieci niż odrębnej gałęzi pedagogiki wychowawczej. Niemniej już dziś wiemy, że ta nowa idea zrobiła niemałe zamieszanie na tle pokoleniowym. Niektórzy upatrują w rodzicielstwie bliskości złotego środka pomiędzy rodzicielstwem opartym na obciążającym psychicznie autorytarnym posłuszeństwie a nieskutecznym tzw. wychowaniem bezstresowym. Inni (zazwyczaj laicy tematu) rodzicielstwo bliskości uważają za nową, wychowawczą „sektę” z oderwanym od racjonalności kodeksem postępowania. Kto ma rację?
Każde pokolenie ma własny czas…
Na przestrzeni tylko trzech ostatnich pokoleń możemy łatwo zaobserwować, jak zmieniało się podejście do wychowania dzieci w ciągu ostatnich 70 lat. Dziadkowie obecnych 30-40 latków wychowywaniem dzieci zajmowało się niejako przy okazji wykonywania innych obowiązków domowych czy zawodowych. Jak starczało czasu. W latach ’50 i ’60 panował jeszcze dość tradycyjny podział ról na kobiece i męskie, w efekcie czego utrzymanie rodziny było w kompetencji mężczyzn, zaś wszelkie prace związane z prowadzeniem domu i opieką nad dziećmi – po stronie kobiet. Aby zapanować nad wielowymiarową organizacją domu, dzieci podlegały ścisłej kindersztubie opartej o autorytet funkcji rodzica. Wymagano od nich bezwarunkowego posłuszeństwa i bezdyskusyjnego „bycia grzecznym”. Każde sprzeniewierzenie się twardym zasadom niejednokrotnie karano fizycznie. „Dzieci i ryby głosu nie miały”, jak często wówczas powtarzano. Zasady były twarde i jasne, a sytuacje wyjątkowe nie istniały.
Nie trzeba tęgich głów by wyobrazić sobie, jak wiele krzywd i nieutulonych dziecięcych potrzeb podejście autorytarnego posłuszeństwa wyrządziło. W pewnym sensie uzasadnionym zdaje się być fakt, iż rodzice dzisiejszych Millenialsów popadli w skrajność i w wychowaniu własnych dzieci bardziej czerpali z idei wychowania bezstresowego lub przynajmniej pozbawionego ścisłych reguł, zakazów i nakazów, niejako w skrajności do technik wychowawczych własnych rodziców. Drugim trendem wśród rodziców „epoki Solidarności” był konkurs na zapewnienie dzieciom jak największego wachlarza możliwości. Otwarcie na Zachód po ’89 roku rozbuchało w rodzicach tamtych czasów narastające latami potrzeby samorealizacji, stąd własne dzieci pasjami wozili na nieograniczoną ilość zajęć pozaszkolnych: szkoła muzyczna, plastyczna i stepu, języki obce, komputer, tańce, jazda konna, tenis, basen… Wychowanie zastąpiło tresowanie, a tresowane dzieci stały się bezwolnymi wykonawcami szalonej machiny „możliwości”. Rodzice dzisiejszych 30-40 latków, uzbrojeni często w najszczersze chęci, niejednokrotnie też wyręczali swoje dzieci lub skutecznie usprawiedliwiali, odbierając im jakiekolwiek pole do nauki brania odpowiedzialności za własne działania. Chowanie pod kloszem rodzicielskiej odpowiedzialności i toksyczna nadopiekuńczość okazały się mieć również srogie konsekwencje w kondycji psychicznej całego pokolenia.
>>> Czytaj też: Chusta dla opornych: czy można pokonać niechęć do chusty? Zasady CHUSTOWANIA
Rodzicielstwo bliskości: GENEZA
Aż w końcu nadeszło współczesne pokolenie ojców i matek, którzy w odróżnieniu od swoich rodziców i dziadków mają teraz znacznie szerszy krąg doradczy i dostęp do najnowszej wiedzy i badań na temat wychowania. Swoje wątpliwości i obawy konsultować mogą nie tylko z najbliższymi znanymi im matkami, ale bezpośrednio wręcz u autorytetów współczesnej myśli pedagogicznej. Jednym z takich autorytetów jest z pewnością amerykański pediatra William Sears, autor terminu Rodzicielstwa Bliskości (ang. Attachment Parenting). Zwolennik idei, w której to emocjonalna więź rodzica z dzieckiem jest kluczem do wychowania silnej i pewnej siebie dorosłej jednostki. Jak do tego doszedł? Zwyczajnie… wrócił do korzeni rodzicielstwa.
Początki Rodzicielstwa Bliskości
Rodzicielstwo bliskości nie jest ideą skrajnie odkrywczą. Emocjonalna więź oparta na bliskim kontakcie dziecka z rodzicem to jedna z najstarszych metod wychowawczych – pierwotna, intuicyjna. Noszenie dzieci blisko siebie podczas normalnych prac wykonywanych przez kobiety, podobnie jak ma to miejsce po dziś dzień w krajach południowej Ameryki czy w Afryce, było normą również w Europie. Do momentu, aż przyszli „uczeni w piśmie eksperci od wychowywania dzieci”, a wraz z nimi rozwój przemysłu i praca taśmowa, w tym także kobiet. Matczyną intuicję i naturalną zdolność opieki nad dzieckiem zastąpiły sztuczne kanony zasad i norm, uzasadnione bliżej nie określonym „postępem”. We współczesnym świecie dominacji korporacji w życiu zawodowym dzisiejszych rodziców niemowlaków, gdzie praca ponad 12h na dobę to norma, powszechne wypalenie zawodowe i depresja to standard, a zjawisko śmierci z przepracowania nikogo już nie dziwi, powrót do korzeni w kwestii wychowywania dzieci, brzmi zgoła tak samo rewolucyjnie, jak kiedyś odstępstwo od niego. Ewolucja zatoczyła koło?
>>> Czytaj też: Najnowsze badania: jak lulanie i kołysanie wpływa na jakość snu dziecka?
Rodzicielstwo bliskości: FAKTY
Na czym opiera się współcześnie rozumiane rodzicielstwo bliskości? Czy ktoś wreszcie da nam jednoznacznie brzmiącą instrukcję „jak dobrze wychować dziecko”? Tak prosto nie ma. Rodzicielstwo bliskości w dużej mierze oparte jest na intuicji rodziców czy opiekunów. Jest to pewien rodzaj podejścia do dziecka, narzędzie skonkretyzowane do kilku rodzajów działań, z których każdy rodzic wybiera odpowiednie, dopasowane do swojej relacji z dzieckiem. Umiejętne korzystanie z narzędzi rodzicielstwa bliskości sprzyja „dostrojeniu się” dziecka do nas jako rodziców, i rodziców do dziecka. Prowadzi do nauczeniu się niemowlęcego języka, sposobów komunikacji swoich potrzeb, i zbudowaniu bezpiecznej więzi z potomkiem. Filarem rodzicielstwa bliskości jest ta właśnie więź, w której dziecko czuje się bezpieczne, kochane i rozumiane. W której czuje, że rodzic spełnia jego potrzeby i można mu zaufać. Wychodząc z założenia, że każde dziecko dąży do współpracy i pozytywnej komunikacji z rodzicem, chcąc być wartościowym członkiem rodziny (za Jesperem Juulem – duńskim pedagogiem i terapeutą rodzinnym, propagatorem rodzicielstwa bliskości), nawet niemowlę zacznie dostosowywać swój sposób komunikacji do uważnego rodzica, otwartego na wzajemne uczenie się siebie. Nawet mimo nieuniknionych błędów i potknięć na początku tej relacji, już samo reagowanie na potrzeby dziecka, czuła obecność będą filarami, na których powoli zacznie wzrastać silna, emocjonalna więź rodzica z dzieckiem.
Rodzicielstwo bliskości: DZIAŁANIA
Sprowadzając rodzicielstwo bliskości do konkretnych działań, można spróbować wymienić kilka czynników sprzyjających tej relacji. Niemniej pamiętajmy, że niespełnienie jednego czy kilku z nich nie przekreśla możliwości nawiązania emocjonalnej więzi z dzieckiem. Głównym filarem jest uważność na dziecko i otwartość na uczenie się siebie. Reszta to wspomagające relację dodatki.
Przytulanie, noszenie, tulenie, kołysanie. Wszystkie czynności otulające, pomagające noworodkowi na trudną adaptację do świata zewnętrznego z bezpiecznego i ciepłego brzuszka, pomogą w łagodnym dostosowaniu się dziecka do nowych okoliczności, nie zrywając silnej więzi z matką i ucząc się nowej więzi z tatą. Dziecka, szczególnie w pierwszym okresie życia, nie da się ”przenosić”. Przeciwnie – dziecko cały czas uczy się poprzez ścisłe przyleganie do poruszającego się rodzica, jest w ciągłym ruchu, a delikatne bujanie podczas chodzenia relaksuje malucha, przypominając mu beztroski czas w brzuchu mamy. To naturalna potrzeba noworodka, a zadaniem rodzica jest jej zaspokojenie.
Reagowanie na potrzeby dziecka. Pozostawienie płaczącego dziecka bez uwagi uczy je tylko tyle, że jego potrzeby są nieistotne i ignorowane. Czuje się zagubione i w rozpaczy. Do tego ogromne stężenie kortyzolu pojawiające się wraz z płaczem, trwale i nieodwracalnie uszkadza korę mózgową dziecka. Rodzicielstwo bliskości zakłada, że płacz to zawsze forma komunikacji. Nawet pozytywnych działań, jak radości z otrzymania pokarmu. Dziecko początkowo potrafi tylko to i tylko w ten sposób chce nam dać coś do zrozumienia. Im szybciej odpowiadać będziemy na płacz dziecka, tym łatwiej nam będzie wyłapać jego niuanse – intonację, intensywność, modulację w zależności od komunikacji danej potrzeby. Szybka reakcja na krzyk dziecka buduje w nim też poczucie zaufania do rodzica. Dziecko czuje, że jest ważne i wysłuchane. I z ufnością uczy się innych niż płacz form komunikowania nam swoich potrzeb. Oby czasy „zostaw, niech się wypłacze” już nigdy nie powróciły.
Uważność i obserwacja dziecka. Przeciwieństwo twardych reguł i nienaruszalnych zasad, nawet kosztem rodzicielskiej niekonsekwencji. Ponieważ rodzicielstwo bliskości zakłada wzajemne poznawanie się – dziecka i rodziców, postulat uważności jest tu kluczowy. Uwrażliwienie na sygnały pochodzące od dziecka, to jeden z filarów rodzicielstwa bliskości. Bez realnego zaangażowania w próbę poznania usposobienia, charakteru i potrzeb własnego dziecka, nie może być mowy o nawiązywaniu jakiejkolwiek więzi. A bez emocjonalnej więzi nie ma rodzicielstwa bliskości.
Poszanowanie godności dziecka. Rodzicielstwo bliskości zakłada, że dziecku od chwili urodzenia potrzebny jest dobry przewodnik po świecie w postaci uważnego rodzica. Nie jest więc tak, że dziecko należy wytresować do życia w społeczeństwie. Przeciwnie – należy mu w sposób jak najlepiej dopasowany do wieku, zdolności, temperamentu i zainteresowań pokazać świat w którym żyje. Ukształtować w dziecku, swoim mądrym przewodnictwem, wiarę w siebie, w swoje kompetencje i wartość jako człowieka. Uczynić to można wyłącznie mając na uwadze poszanowanie godności dziecka już od pierwszych dni jego życia.
Karmienie piersią. O ile to tylko możliwe fizjologicznie, rodzicielstwo bliskości rekomenduje karmienie piersią. Do 6 miesiąca wyłącznie, a dalej jak długo się da. Podczas karmienia piersią noworodka można wyłapać wiele sygnałów komunikacji malucha z matką. Rodzi to także szczególną, naturalną więź między dzieckiem a rodzicem, która zacieśnia emocjonalną więź i buduje zaufanie.
Umiejętne stawianie granic własnych. W myśl idei, że szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dzieci, rodzicielstwo bliskości również zachęca do mądrego stawiania granic własnych. Polega to na wyćwiczeniu w sobie umiejętności mówienia „Nie” dziecku i „Tak” sobie, w sposób nienaruszający integralności żadnej ze stron. Rodzic też ma prawo do odpoczynku, a dziecko ma prawo nie zgodzić się na wczesną porę spania. Niemniej umiejętnie wyrażone rodzicielskie „Nie” przynieść może więcej korzyści w zamian za kilka minut obrażania się na siebie. Taka postawa nauczy dzieci czytelnego określania własnych granic w przyszłości, jasnego wyrażania swoich potrzeb i szacunku do siebie jako jednostki.