Od czasów starożytnych chrześcijan po dziś dzień pogrzeby niewiele się zmieniły. Choć na przestrzeni wieków formy pogrzebu bywały różne, to dziś sama uroczystość jest niewiele inna od tej sprzed kilkuset lat. Portal Familie.pl razem z ks. prof. Władysławem Nowakiem, rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Hosianum w Olsztynie wyjaśnia, jak wyglądały pogrzeby kilkaset lat temu, a jak wyglądają dziś.
Pochówek za czasów królewskich
Obrzędy pogrzebowe były zależne od statusu społecznego zmarłego. Zawsze w kościele darzono wielkim szacunkiem królów, później książąt, metropolitów, biskupów i innych wysoko postawionych w hierarchii społecznej. Czas pogrzebu był różnie pojmowany. W XIV w. diecezje określały, że pogrzeb musi odbyć się trzy dni po śmierci. Bywały jednak wyjątki. W źródłach można znaleźć informacje o tym, że jednego dnia biskup zmarł, a drugiego jego następca już go grzebał.
Bywały też odchylenia od tego przepisu w drugą stronę. Uroczystości pogrzebowe Zygmunta Augusta trwały bardzo długo, ponieważ król zmarł w Knyszynie, a jego ciało miało spocząć w Krakowie. Obrzędy pogrzebowe króla miały miejsce w różnych kościołach po drodze i trwały kilka tygodni.
Po śmierci władców obrzędy odbywały się najpierw w domu zmarłego władcy. Duchowni wyższej rangi odprawi msze oraz sprawowano liturgię godzin. Po uroczystościach w domu odbywała się procesja, która odwiedzała wszystkie znaczniejsze kościoły znajdujące się na ostatniej drodze króla, by zaprowadzić go do Kościoła na Wawelu, w którym odbywały się główne uroczystości pogrzebowe.
Najważniejsza liturgia pogrzebowa polskich królów miała miejsce na Wawelu. W jej skład wchodziło: śpiewanie psalmów, przez które wyrażano prośbę wstawienniczą do Boga za zmarłego. W Kościele zawsze też były przemówienia. Mowy miały za zadanie wychwalać zasługi i życie zmarłego. Wygłaszali je zazwyczaj świeccy goście, którzy zostali o to poproszeni przez najbliższych nieżyjącego króla. Po przemowach biskup odprawiał mszę. W czasie jej trwania, tuż po kazaniu ktoś wjeżdżał konno do kościoła, odbywał się obrzęd spadania z konia łamania pieczęci i godła królewskie. Był to symbol przemijalności oręża zmarłego władcy. Po mszy pięciu biskupów odprawiało tzw. castrum doloris - absolucję – czyli obrzęd wstawienniczy o uwolnienie zmarłego od grzechu. Po absolucji w uroczystym orszaku zmarły był odprowadzany na miejsce wiecznego spoczynku. Królów odprowadzali m.in. dworzanie, duchowni, przedstawiciele innych rodów oraz zwykli poddani. Zwyczaj głosił również, że przedstawiciele orszaku obdarzali jałmużną najbiedniejszych poddanych uczestniczących w pogrzebie.
Umieszczanie zmarłego na katafalku rozwinęło się w średniowieczu. Były to jak gdyby bramy triumfalne zdobione zarówno portretami i herbami zmarłego, jak i rzeźbami mającymi przedstawiać w sposób alegoryczny jego cnoty. Katafalk miał służyć jako wyjaśnienie, kim był zmarły.
Pogrzeb naszych władców
Momentem zwrotnym w historii obrzędów pochówku był Sobór Watykański II, który obradował w latach 1962 – 1965. Zwrócono na nim uwagę, że śmierć, jest ostatnią Paschą człowieka i uczestnictwem w dziele Jezusa, za co należy Bogu podziękować. Zdecydowano również o uproszczeniu liturgii pogrzebowej.
Myślą przewodnią liturgii pogrzebowej we współczesnym kościele jest szacunek dla człowieka, dla zmarłego. Do liturgii mszalnej włącza się czasem liturgię godzin oraz odmawianie psalmów, które podkreślają wymiar paschalny życia chrześcijanina. Po mszy odbywa się ostatnie pożegnanie zmarłego z myślą, że się z nim zobaczymy w niebie.
Po nabożeństwie następuje odprowadzenie zmarłego w uroczystej procesji na miejsce wiecznego spoczynku. Obrzęd ostatniego pożegnania ma inspiracje wschodnie. Jest to niejako „Pocałunek pokoju przed udaniem się w podróż”.
Chrześcijańskie pogrzeby są do siebie podobne od samego początku istnienia Kościoła. Najpierw modlimy się w domu zmarłego, później żegnamy go w kościele, żeby na końcu odprowadzić na miejsce wiecznego spoczynku. Przez wieki zmieniała się jedynie forma, jaką przybierali najbliżsi, żeby godnie pochować zmarłego w nadziei życia wiecznego.
Marcin Osiak
m.osiak@familie.pl