Paradoksalnie moja historia, zaczęła się w niedalekiej okolicy od tamtego miejsca, do niego nawiązywała, ale już koniec tej historii był…chyba nieco inny...
Przeczytałam już dwie powieści z trylogii Małgorzaty Kalicińskiej i byłam akurat w trakcie czytania tej trzeciej, kiedy…poznałam (tak mi się na pierwszy rzut oka wydawało) pierwowzór Sławka z rzeczonej powieści. Mężczyzna po przejściach, nieco ode mnie starszy, przystojny, częstujący w swoim męskim otoczeniu świeżo wypieczonym chlebem ze smalcem, przyrządzający herbatę z prawdziwym miodem z pasieki, na moje zbolałe od jakiegoś czasu gardło. Prawdziwy facet! Co mnie zmęczonej wymuskanymi i zniewieściałymi chłopiętami z biura, bardzo zaimponowało i…zainteresowało.
A potem wypad nad…Rozlewisko. Hmmm….to co opisywane było w książce, a następnie pokazane w filmie, wyglądało nieco inaczej. Prawdziwe „rozlewisko” prawdopodobnie przeinwestowało, a pozostawione przez właścicieli, podupadło…
Za to u mojego „farmera” otoczenie zapowiadało się obiecująco. Solidny dom, trochę niewykończony i bez kobiecych „dodatków”, no ale był. Duże podwórko z miejscem na ogródek i ognisko, a niedaleko za płotem rozciągało się jezioro…czyli, coś lepszego niż tylko rozlewisko. Jednym słowem sielanka! I te słowa, jak wracaliśmy (trochę rozczarowani) znad książkowego „rozlewiska”, na mój tekst, że ja już nie raz „przejechałam się” w życiu i nie ufam facetom: „-Ja będę się Tobą zajmował”…
Myślę, że każda dałaby się na to nabrać, a jeśli nie , to chyba większość z nas. A dowodem na to jest fakt, że nabrałam się ja. Ja, nieprzejednana sceptyczka…
Potem była pewna historia, niedługa, bo trwała niespełna rok. Część elementów jej znacie – z mojego blogu, z moich wypowiedzi (postów). Efekt w sumie jest „dodatni”, bo jest…Miłoszek. I mimo wszystkich zawirowań, nieporozumień, kłótni i nie-dogadania, uważam, że jednak jest dzieckiem powstałym z miłości, albo przynajmniej z tego krótkiego porywu, który się zdarzył między nami…
Może kiedyś jeszcze, dokładniej opiszę tą historię, ze wszystkimi jej „wzlotami” i „upadkami”. No bo jeśliby cały czas było źle, to by się chyba wcześniej skończyło? I musiało być w tym wszystkim i coś dobrego, jeśli wytrzymałam tak długo..? Czy chcecie o tym posłuchać..?