Odniosę się wyłącznie do pytania Grunwalda. Już postawienie go- zmusiło mnie do przyjęcia postawy na baczność i do refleksji, czy takie pytanie mogłoby paść w ogole w innym kraju niż Polska, wszak w opinii wielu, kraju wyłacznie dla Polaków, co jest tym bardziej dziwne- w państwie od wieków będącym narodowościowym tyglem, gdzie Polaków z dziadów - pradziadów wyłacznie polskiej krwi niemal nie uświadczysz.
Amerykańska żydówka- jak to brzydko brzmi, aż nie wiadomo, co paskudniej, czy że Amerykanka, czy że Z(ż)ydówka? - śledzący polskie fora nie wykluczy, że tak to ze strony wielu Polaków wyglada. Polska ksenofobia mnie przeraża. A zwłaszcza tropienie wszędzie żydów, bo przecież niby i Kwaśniewskiego, i Kaczyńskich, i nawet Wałęsy antenaci nosili mycki i i obchodzili Yom Kipur :)
Co za brednie! Ale gdyby nawet.. Niech rzuci kamieniem ten, kogo przodkowie nie pomieszali krwi z nie-Polakami:) i tak naprawdę, jakie to ma znaczenie?
"Pysznych pokora nich uzbroi,
Pokornym gniewnej dumy przydaj,
Poucz nas, że pod słońcem Twoim
Nie masz Greczyna ani Zyda".
Pytanie w takim kształcie nie powinno w ogole paść, bo jego autor oddaje pod dyskusję jedynie kwestię narodowościową prezydentowej in spe, co aż cuchnie ksenofobią. Zapytałabym, co ma piernik do wiatraka? Gdyby rzecz chodziła o inną narodowość prezydenta, pytanie miałoby jakiś sens, ale o żonę? Niech będzie, kim chce. Nawet polskość nie gwarantuje wierności Ojczyźnie, patrz przykład: targowiczan, Feliksa Dzierżyńskiego czy innych zdrajców z polskiego panteonu.
Drogi Grunwaldzie. Nie tylko odpowiedzi mówią sporo o człowieku. Często taką samą rolę pełnią pytania.