Tylko się ze mnie nie śmiejcie, bo sama nie wierzę w to, co właśnie piszę. Szymuszek to bardzo radosne dzieciątko, łatwo go rozbawić, a wtedy śmieje się do rozpuku. Jak już wpadnie w swój śmiechowy trans, to ciężko go uspokoić, rozśmiesza go wtedy wszystko. Moja Babcia w takich sytuacjach zawsze mnie ganiła za to, że pozwalam się dziecku dużo śmiać. Twierdziła bowiem, że kiedyś Jej syn jak był malutki, tak się właśnie długo i dużo śmiał i potem dostał takiej gorączki, że musiała mu bańki stawiać. Uśmiechałam się tylko jak to powtarzała. Jakoś nigdy sobie nie brałam do serca tego, co mówiła. Dzisiaj Szymciu miał taki właśnie śmiechowy dzień. Do południa się ciągle śmiał, wszystko go bawiło. Potem nagle jakoś tak osłabł i zasnął prawie na siedząco. Pospał z godzinkę, może 1,5 h. Gdy się obudził, wzięłam go na ręce, w celu przewinięcia i poczułam jak bije od niego temperatura :( Miał 38,6 st gorączki. Podałam mu Ibum. Temperatura zaczęła spadać, a ja się zaczęłam poważnie zastanawiać od czego ta temperatura. Przez ostatnie dni nie wychodziliśmy z domku, w mieszkaniu mamy raczej cieplutko, więc niemożliwe, że się przeziębił. Coś mi się nie chce wierzyć, żeby od śmiechu dziecko mogło się pochorować, słyszeliście coś podobnego???