Ja kilka lat temu byłam w podobnej sytuacji kiedy to pojechałam jako opiekunka ze swoją wówczas trzyletnią siostrzenicą na wycieczkę organizowaną przez przedszkole ( przedszkole prowadziły zakonnice). Pojechałam głównie dlatego że siostrznica nie była jeszcze na tyle samodzielna żeby odnaleźc się w innym miejscu a miałam akurat urlop więc pomyślałam co mi zależy. Dzieci pojechały do ośrodka które miało zapewnić atrakcje typu: dmuchany zamek, jazda na kucykach, jazda na kładach, wspinaczka na ściance itp ale to co zobaczyłam do dziś sprawia że mam poczucie że zakonnice wcale nie zajmowały się dziećmi. Już na wstępie maluchy rozbiegły się po całym polu a ponieważ w tym miejscu było jeszcze kilka innych grup wycieczkowych to ja nie wiedziałam gdzie i które dziecko jest. Zakonnice pokazały jedynie dzieciom gdzie mają picie i poszły sobie a dzieci jak dzieci szalały i to bardzo. Ja z Jagódką poszłam na kłady i stojąc w długiej kolejce ani przez myśl mi nie przeszło że ulegnie wypadkowi a konkretnie poparzyła się od silnika który był nagrzany a ona malenka siedziała z przodu i kiedy pani wjechała z jakiejś górki ona kurczowo zacisnęła nóżki na silniku i .... zeszła z kładu z płaczem mówiąc mi że pani ją uszczypała ale po minucie zorientowałam się że to poparzenie ponieważ zaczłęły jej wychodzić ogromne bomble na nóżce. Pobiegłam szybko po pomoc ale nawet nie było dobrze wyposażonej apteczki , oczywiście zrobiłam awanturę ale najgorsze było to że nóżka wyglądała źle. Kiedy przyjechaliśmy do domu od razu poszłam z siostrzenicą do lekarki i.... trafiłam na lekarkę bardzo młodą która oglądnęła oparzenie i powiedziała że mam się nie odzywać a sama zaczęła pytać Jagódkę :
Jagódko opwiedz mi jak się oparzyłaś ? a Jagoda zaczęła opowiadać całą historię z wycieczką , powiedziała że krzyczałam na ratownika, że Amelka z jej grupy zgubiła buta że Kubuś był tak spocony że wyglądał jak burak i po tych słowach lekarka uśmiechnęła się do niej i powiedziała że teraz już wszsytko będzie dobrze i dopiero zaczęła ze mną rozmawiać co i gdzie. Powiedziała też że jeżeli chcę to mi wystawi zaświadczenie żebym zaskarżyła ten ośrodek ale to pozostawiłam do decyzji siostry. Ja po tym co zobaczyłam - po tym totalnym braku odpowiedzialności ze strony sióstr zakonnych powiedziałam siostrze że ja bym swojego dziecka nie dała do nich pod opiekę nawet na jedne dzień a sama dziękuję Bogu że innemu dziecku z grupy nic złego się nie stało ponieważ wtedy wszyscy dorośli którzy byli na wycieczce w tym ja odpowiadaliśbyśmy przed sądem.
Myślę że nawet jeżeli zachowanie lekarza mogło sprawiać wrażenie przesłuchania to uważam że dla dobra dziecka - nie tylko naszego ale każdego innego dobrze że tak reagują. Wiem że dla Pani to była trudna sytuacja ale proszę pomyśleć że kiedy słyszymy co chwilę o maltretowanych dzieciach. o tym że ktoś zabił maluszka zastanawiamy się czy nikt wcześniej nie widział? , nie słyszał?, nie reagował?.
Nie dawno też byłam na wizycie z sybkiem który miał siniaka na główce i lekarka zapytała skąd ten śiniak ale każdy rodzic , lekarz, opiekun wie że dzieci w swoim życiu mnóstwo razy upadają, ocierają się itd więc takie sytuacje się zdarzają ale jeżeli my dorośli nie mamy sobie nic do zażucenia nie powinniśmy dobierać sobie do serca tego rodzaju wypytywania. Może następnym razem córeczka będzie bardziej wylewna i podobnie jak moja siostrzenica kiedyś opowie wszystko ze szczegółami takimi jak np zagubione buty Amelki :)