Wczoraj doszło do trzech zamachów terrorystycznych, we Francji, w Kuwejcie i w Tunezji. Czytałam trochę o tym dzisiaj, znalazłam relację uratowanej kobiety.
26-latka wyjechała na dwa tygodnie z 30-letnim narzeczonym, zostawili swoje dzieci pod opieką rodziny (Znaczy związek już pewnie kilkuletni, planują ślub za dwa lata). Leżeli na plaży. Gdy zaczęły latac nad nimi kule, on połozył się na niej i przykrył ja soba, zeby ja osłonic przed pociskami. Powiedział, że ją kocha i żeby dzieciom też powiedziała, że on je kocha. Został trzykrotnie postrzelony, w ramię, w klatkę piersiową i w biodro. Tym samym uratował jej życie. Potem uciszyło się, wiec ona uciekła. Uciekała pomiędzy ciałami.
Gdy już uspokoiło się, kobieta chciała się czegoś dowiedziec o swoim narzeczonym, niestety, mało kto mówił po angielsku, biegała pomiędzy ludźmi, zagladała pod prześcieradła...
Po około dwóch godzinach zadzwonił telefon, to jej narzeczony odezwał się, powiedział, ze ją kocha i zaraz będzie miał operację. Przeżył.
Teraz są szczęśliwi, planują ślub za dwa lata.
Źródło: wiadomości.onet.pl
A mnie naszła refleksja...
Gdybym była w takiej sytuacji, gdyby to mój mąż położył się na mnie, żeby zakryc mnie swoim ciałem, bo co do tego nie mam wątpliwości, że by to zrobił- nie zostawiłabym go samego na tej plaży. Chyba, że ewentualne zagrożenie nadal byłoby, a ja miałabym już nawet 200%-tową pewnośc, ze On już nie żyje, chyba musiałby byc zimny, nie wiem, to może, moze...
Nie wyobrazam sobie, że mogłabym Go samego zostawic, rannego, nieprzytomnego, potrzebujacego pomocy. Czekałabym, aż się wszystko uspokoi, aż pojawią sie ratownicy, którzy będą przeczesywac teren i sprawdzac ciała. Wtedy dostałby tę pomoc jako jeden z pierwszych, bo pilnowałabym Go i czekała z Nim na tę pomoc...
A Wy? Jak byście się zachowali w takiej sytuacji?
P.S. Dodam jeszcze, że chodzi o taką systuację, jak tu, że dzieci wprawdzie są, ale są bezpieczne, z rodziną, w innym kraju (dla mnie trochę nierealne- dwa tygodnie bez małych dzieci, ale widac- niektórzy potrafią...)