Kiedyś inaczej bywało... Gdy byłam dzieckiem znaliśmy wszystkich nie tylko w swojej klatce, ale i w kolejnych. Rodzice wymieniali się z sąsiadami "darami" z działek, częstowali obiadami, przetworami, czy też podrzucali dzieci.
Teraz jak jestem na swoim, na korytarzu nie jestem nawet w stanie określić, czy dana osoba jest mieszkańcem, czy przyszła do kogoś w gości. Z kilkoma rodzinami jesteśmy na "dzień dobry", ewentualnie na "kilka zdań" na neutralnym gruncie np. przy samochodzie ;) Z tymi zza ściany poznaliśmy się bliżej, ale na wizyty na razie umawiamy się z wyprzedzeniem.
Ot, takie czasy.