Jak już większość z Was wie miałam dzisiaj "miły" początek dnia. Zaliczyłam moją pierwszą porządną stłuczkę w 14letniej karierze posiadania prawa jazdy. Nie z własnej winy. Z głupoty, zagapienia i pospiechu "pana sprawcy" który na moje nieszczęście był za mną. Nikomu nie polecam bo nie jest to najprzyjemniejsze wydarzenie.
Ale zastanawiam się jak często zdarzają się takie sytuacjie. I ilu z Was przeszło już ten "chrzest bojowy".
Zapraszam do dyskusji.

- mąż po ponad 30-letniej karierze kierowcy jeszcze ani razu nie miał ani stłuczki, wypadku czy też kolizji. Tylko jeden raz samochód odmówił posłuszeństwa - opisywałam je swego czasu na Forum i ze 2 razy w drodze zmienialiśmy koło.


.
) Bez szkód, oświadczeń itd. Raz ktoś wjechał we mnie na śliskiej nawierzchni, ale tylko musnął, więc śladu właściwie nie ma. I jeszcze coś - próbując zaparkować tyłem przy akademiku, najechałam na schodek i urwałam błotnik 
To się nazywa matczyna intuicja!
