UROKI MACIERZYŃSTWA – konkurs >>
- Zarejestrowany: 19.12.2013, 16:12
- Posty: 4400
Zapraszamy do rozmowy na forum. Aby wygrać książkę wystarczy zamieścić minimum trzy ciekawe wypowiedzi.
O czym rozmawiamy tym razem? Tematem są uroki macierzyństwa. Czy pamiętasz najtrudniejszy moment w relacji z dzieckiem, a może przypomina Ci się jakaś wyjątkowo radosna chwila? Wiemy, że wychowanie dziecka ma swoje blaski i cienie. Porozmawiajmy!
UROKI MACIERZYŃSTWA – konkurs >>
Na Wasze wypowiedzi czekamy do 24-go sierpnia!
Kiedy słońce na chwilę się chowa i przyjemny chłód zagości w domu, a dzieci szczęśliwie zajęte są zabawą lub snem, można spokojnie usiąść w fotelu z książką. Niech to będzie 10 minut albo kwadrans tylko dla Ciebie na ciekawą lekturę. Nie masz nic do czytania? Mamy dla Ciebie wyjątkową książkę. Wystarczy wziąć udział w konkursie!
Serdecznie zapraszamy do udziału w rozmowie na forum!
O nagrodzie:
Poruszająca historia matki, która jest gotowa poświęcić własną przyszłość dla dobra dzieci.
Jill Farrow jest typową mamą z przedmieścia, która wreszcie pozbierała się po rozwodzie i układa sobie życie na nowo. Praca pediatry daje jej satysfakcję, a nastoletnia córka, Megan, wydaje się być szczęśliwa. Pewnej nocy w ich domu zjawia się była pasierbica Jill, Abby, i przynosi wieści o śmierci swojego ojca, utrzymując przy tym, że został zamordowany. Jill chce na własną rękę pomóc w odkryciu prawdy. Wkrótce okazuje się, że jej działania mogą doprowadzić do rozpadu nowej rodziny i zniszczyć dopiero co odzyskane szczęście
„Nie można przejść do następnego etapu, póki się nie zrozumie poprzedniego” - to motto życiowe głównej bohaterki nowej książki Lisy Scottoline Wracajmy do domu. Jill próbuje odgadnąć tajemnicę byłego męża, stara się odnaleźć swoje miejsce w patchworkowej rodzinie, ale przede wszystkim szuka odpowiedzi na pytanie, kim jest. Realizuje te zadania z wielką pasją, bo walczy nie tylko o siebie, ale też o dobro ludzi, których pokochała. Ta książka trzyma czytelnika w napięciu niczym dobry kryminał, trudno się od niej oderwać. Ma tylko jeden słaby punkt - po przeczytaniu 508 stron jej lektura po prostu się kończy.
Magdalena Kumorek, aktorka, ambasadorka klubu "Kobiety to czytają"
Lisa Scottoline – autorka licznych bestsellerów z listy „New York Timesa”, laureatka Nagrody Edgara
- Zarejestrowany: 29.01.2012, 20:55
- Posty: 28005
nie powiem ciezko bylo pierwszy dzien przezyc. męza brak(4000km ode mnie) dziki bogu mama była i pomogła w kapaniu , przewijaniu itp.
- Zarejestrowany: 18.04.2008, 22:57
- Posty: 161880
Pamiętam jak przygotowywałam się na przyjście pierwszego dziecka na ten świat...
Kupując ubranka i układając je w szufladach według kolorów nie mogłam się doczekać kiedy w nie ubiorę swoje maleństwo...
Byłam bardzo podekscytowana co się urodzi bo jeszcze wtedy nie było możliwości znać płci dziecka przed jego narodzinami...
Urodził się śliczny czarnooki synek...
Te niezapomniane chwile przeżywałam jeszcze dwukrotnie, kiedy urodziła nam się córka a potem młodszy syn...
Macierzyństwo to piękny czas...
- Zarejestrowany: 01.09.2013, 18:09
- Posty: 204
Mój synek ma już prawie 17 miesięcy. Macierzyństwo jest dla mnie czymś wspaniałym, nie przeszkadza mi to,że poświęcilam się dziecku bez reszty, na razie rezygnując z życia zawodowego.
Filipek jest na szczęście bezproblempowym dzieckiem.W sumie poza kilkoma przeziębieniami nie mieliśmy żadnych nieprzyjemności- ząbkowanie znosi świetnie, nigdy nie miał kolki, czy nawet bólu brzuszka. Mało płacze, jest pogodny, roześmiany, szybko się uczy.
Początki były jednak ciężkie- akurat rozpoczęliśmy przeprowadzkę, kiedy zaczęłam rodzić niespodziewanie w 36 tygodniu. Nie byłam jeszcze na 100% gotowa na przyjęcie dziecka, jeszcze psychicznie nie docierało do mnie,że jestem mamą. Nic nie potrafiłam zrobić. Pamiętam do dziś jaki to był stres, kiedy dwa dni po cesarskim cięciu przyniesiono mi dziecko i zostawiono na pastwę losu. Nie potrafiłam przewinąć, przystawić do piersi. Mąż nie mógł ze mną przebywać w sali,żeby cokolwiek pomóc, bo odwiedziny są tylko na korytarzu.
Później po 10 dniach kolejny stres- powrót do domu. Choć bardzo wyczekiwany, to jednak bałam się okropnie. Pierwszą noc została z nami moja mama. Niestety już kolejnego dnia zostałam sama z maleństwem. Pamiętam jak patrzyłam na zegarek, kiedy mąż wróci...Później przez kilka dni mama przychodziła codziennie i pomagała przy dzieciątku. A ja z każdym dniem nabierałam wprawy i w niedługim czasie stałam się mamą na pełen etat.
Zajmowanie się synkiem sprawia mi niesamowitą radość. Uwielbiam patrzeć na jego postępy, bawić się, pokazywać świat. Kocham go nad życie.
Grudzień 2012, końcówka 7 miesiąca ciaży ... ciążę znoszę rewelacyjne, żadnych wymiotów, bóli pleców, spuchniętych nóg, czy nadmiernego apetytu. Wyniki badań w normie, jestem już na L4, mąż ma dobrą pracę, wspólnie cieszymy się powiekszającym się brzuszkiem. Żadnych problemów. Poradniki i gazety z uśmiechniętymi, czystymi niemowlakami, na okładce, piętrzą się na nocnej szafce. W telewizji reklamy szczęśliwych mam, karmiących swoje dzieci, ekologicznymi słoiczkami, przewiniete, czyste, najedzone dzieciaczki przesypiają całą noc w pieluszce znanej marki ... ech jakie życie potrafi być pięknę, myślę sobie, wcinając nutelle prosto ze słoika ...
c.d.n.
- Zarejestrowany: 27.05.2012, 17:54
- Posty: 143
Pamiętam, gdy synek miał ok. 4-5 miesięcy myślałam, że do końca życia będę tylko przewijać, karmić, przebierać jego i siebie, wstawać w nocy. Jakby ten moment miał trwać do końca moich dni. Chyba rutyna mnie troszkę przytłoczyła. Żlę znoszę sytuacje, gdy jestem zafiksowana wokół tych samych czynności ;) Teraz wiem, że to był chwilowy kryzys. Dzisiaj byliśmy pierwszy dzień w szkole. Ten czas zleciał okrutnie szybko.
Maj 2013, Hania ma 2 miesiące ... a ja ledwo żyję. Czy tylko ja nie potrafie się zorganizować? Chyba nie. Kim są w takim razie te uśmiechnięte kobiety z pierwszych stron gazet dla młodych mam? Na pewno to nie jestem ja ... w jednym z takich poradników przecztałam, zrelaksuj się, zrób kąpiel z pianką, zapal świece ... świece? - chce mi się wyć. Cieszę się gdy mogę się dowlec do łazienki i umyć zęby, bo tylko na tyle wystarcza mi sił. A słodki bobasek jest poprostu bobaskiem ... czasem słodkim ale w przeważającej ilości czasu, bobaskiem marudnym, płaczącym, w dodatku nie chcącym jeść, wszyscy odchodzimy od zmysłów ...
Sierpień 2013. Hania ma 6 miesięcy, poznajemy się wzajemnie i wzajemnie obdarzamy coraz większa miłością i zaufaniem. Pieluchy, porządki, jedzenie jakoś ogarneliśmy choć i tak padamy na twarz w porze emisji ulubionego serialu :) czyli o 20.40 ... tzn my padamy, czyli mama i tata, bo słodki bobasek o tej właśnie porze dostaje drugiego oddechu i zbiera mu się na gaworzenie, a że towarzyski z niego bobas, to audytorium musi być, więc tata lub mama maja drugą zmianę przy maluszku, jako dama do towarzystwa :)
c.d.n.
- Zarejestrowany: 18.04.2008, 22:57
- Posty: 161880
Pierwszy uśmiech...
Gaworzenie...
Pierwszy ząbek...
Raczkowanie...
Pierwsze słowa...
Kroczenie...
Pierwszy roczek...
i już... poszło...
Każdy etap rozwoju dziecka...
to wspaniałe wspomnienia uroków macierzyństwa,
które pozostają na zawsze w sercu matki...
- Zarejestrowany: 27.02.2012, 16:28
- Posty: 16
hmm początki były piękne tzn jestem szczupła zawsze chciałam przytyc i wkońcu wciązy się udało brzuszek był śliczny w ciązy mogłabym cały czas chodzić ( bez rodzenia) hihi, uwielbiałam patrzeć i czuć jak dzidziuś kopie. POród ( dobrze że już po) no i początki mąż tak zakochał się w małej że zapomnial o mnei i to był minus ale spokojnie wszytsko z czasem wróciło do normy. Obecnie mała ma 4 lata..... ale o tym w następnym komentarzu:)
- Zarejestrowany: 08.01.2014, 19:37
- Posty: 4
Moja córka ma dopiero 3 i pół miesiąca a już tyle się wydarzyło. Przed porodem strasznie się stresowałam, że nie dam rady, że nic nie wiem o wychowywaniu i pielęgnacji dzieci. Ale ku mojemu zdumieniu po porodzie instynkt macierzyński przejął stery. Wszystko przyszło samo - karmienie, przewijanie itd. A potem każdy dzień przynosił nowe doznania, radości. Pierwszy uśmiech w nieprzespaną noc i poczułam że dla niej mogę wogóle nie spać. Pierwsze próby gugania i ogromna radość w sercu. Pierwsze próby zabawy grzechotką i kupa śmiechu. Niestety były też smutne chwile. Diagnoza neurologa, rehabilitacja, codzienne ćwiczenia w domu. Najbardziej boli to że trzeba ćwiczyć nawet jak mała płacze. Nie można przerywać. Płacz dziecka dla matki to straszny ból...
- Zarejestrowany: 08.01.2014, 19:37
- Posty: 4
Już nie umiem się doczekać tych wszystkich pierwszych razów... mam nadzieje że dzięki pomocy rehabilitanta wszystko pójdzie sprawnie i się doczekamy...
Moja córka ma dopiero 3 i pół miesiąca a już tyle się wydarzyło. Przed porodem strasznie się stresowałam, że nie dam rady, że nic nie wiem o wychowywaniu i pielęgnacji dzieci. Ale ku mojemu zdumieniu po porodzie instynkt macierzyński przejął stery. Wszystko przyszło samo - karmienie, przewijanie itd. A potem każdy dzień przynosił nowe doznania, radości. Pierwszy uśmiech w nieprzespaną noc i poczułam że dla niej mogę wogóle nie spać. Pierwsze próby gugania i ogromna radość w sercu. Pierwsze próby zabawy grzechotką i kupa śmiechu. Niestety były też smutne chwile. Diagnoza neurologa, rehabilitacja, codzienne ćwiczenia w domu. Najbardziej boli to że trzeba ćwiczyć nawet jak mała płacze. Nie można przerywać. Płacz dziecka dla matki to straszny ból...
Trzymam za Was kciuki. Również to przechodziłam. Przez 3 miesiące dzień w dzień byłam na rehabilitacji, w dodatku ćwiczyliśmy też w domu. Trzymaj się i wierz, że wszystko będzie dobrze. Dziś Hania dogoniła ruchowo inne dzieci, później siadała, później raczkowała i później zaczeła chodzić. Dziś natomiast nie możemy jej dogonić :) więc głowa do góry i nie odpuszczaj. Prawda jest taka, że te ćwiczenia nie są bolesne - dziecko płacze, gdyż nie lubi robić czegoś, na co nie ma ochoty.
- Zarejestrowany: 29.01.2014, 22:53
- Posty: 6
Macierzyństwo to był dla mnie jeden z najbardziej wyczekiwanych momentów mojego życia.
Bo choć nigdy nie czułam instynktu macierzyńskiego, od razu pokochałam moje dzieciątko,
Bo nigdy nie miałam do czynienia z noworodkami, a wiedziałam jak mam się nim zająć,
Bo z dnia na dzień moje piersi stały się nie „ozdobą”, a źródłem pożywienia i bliskości,
Bo moje ciało zaczęło wracać do dawnego wyglądu, jakby świadome spełnienia swego zadania,
Bo wymarzona praca, posprzątany dom, kariera, potrzeba ciszy, niechęć do poświęcania się dla kogoś… to nagle przestaje być ważne, bo pojawiło się ONO,
Bo zmienia się nasze postrzeganie świata - już mnie nie denerwują rozkrzyczane dzieci w sklepie, które koniecznie chcą batona, sama zaczęłam zaglądać obcym osobom do wózka zachwycając się ich pociechami, publiczne śpiewanie kołysanek albo gaworzenie nie jest już niczym dziwnym, uśmiecham się do przypadkowo spotkanych matek, czując z nimi swoistą jedność,
Bo choć całe nasze życie zostaje wywrócone do góry nogami, jesteśmy najszczęśliwsze na świecie!... Bo dałam życie i jestem gotowa nawet za nie oddać własne!
- Zarejestrowany: 27.05.2012, 17:54
- Posty: 143
Teraz, gdy syn jest starszy uwielbiam gdy krzyczy -Maaamo!! -Co synuś? - Kocham Cię z całego serca!! lub gdy znienacka obejmie za szyję i wlepi buziaka.
- Zarejestrowany: 18.04.2008, 22:57
- Posty: 161880
Już nie umiem się doczekać tych wszystkich pierwszych razów... mam nadzieje że dzięki pomocy rehabilitanta wszystko pójdzie sprawnie i się doczekamy...
Będzie dobrze, trzeba zawsze być dobrej myśli... Trzymam za Was kciuki...
- Zarejestrowany: 18.04.2008, 22:57
- Posty: 161880
Gdy się zostaje mamą to już cały czas myślimy o naszych pociechach czy to w okresie niemowlęcym, dziecięcym czy już w ich dorosłym życiu...
Mamą po prostu się jest i gdybyśmy mogły to trzymałybyśmy te nasze "kurczęta" pod swoimi "skrzydłami" by zawsze były bezpieczne...
- Zarejestrowany: 23.04.2013, 18:58
- Posty: 12534
macierzyństwo to jak wczesniej napisano blaski i cienie. Zdarzaja sie te złe chwile w których nie mamy juz sił, ale bycie mamą to nie jest prosta droga, sana niej zakrety, wzniesienia itp.
Pierwszy ra zpoczułam sie mama kiedy zobaczyłam na monitorze bijace serduszko synka, potem pierwsze ruchy, oczekiwanie na przyjscie dziecka na świat,, kompletowanie wyprawki i jescze rozmyslanie nad tym jak bedzie wyglądało dziecko, do kogo podobne. Ten okres był cudowny, bo o macierzyństwie myślało sie w superlatywach
Po urodzeniu synka byłam bardzo szczesliwa, że jest zdrowy, sliczny, ale wtedy napotkałam wiele trudności z bycia mamą a dokładnie z bezsilnościa i bezradnością. Na początku cięzka rekonwalescencja po cesarskim cięciu, problemy z przystawieniem synka do piersi, ciagłe kolki, bezustanny płacz, brak snu, co dwugodzinne odciaganie pokarmu, sprawiły, ze nie mialam siły na nic na zjedzenie czegoś a nawet uczesanie się.
Powoli jakos dałam radę i to przeżyć z pomoca mamy, która wiele mi pomogła. Ale te wszystkie niemiłe sytuacje sa niczym w porównaniu do usmiechu dziecka, przytuleniu sie do niego. To wszytko wynagradza. Bycie mama to najcudowniejsza rzecz jaka może spotkac każda kobietę. Tak bardzp kocham moejgo syna, że przeżylabym wiele po to, aby zapewnić jemu jak najlepsze zycie. Wiadomo, że ma swoje humory, fochy jak każdy dorosły człowiek. najwazniejsze, że jest "mój"
- Zarejestrowany: 22.08.2012, 18:59
- Posty: 44
Zastanawiałam się kiedy po raz pierwszy poczułam, jak to jest być mamą. No właśnie, kiedy? Rozmyślenia na ten temat zawiodły mnie do konkluzji porównującej odkrywanie znaczenia słowa MAMA do układania PUZZLI. Zanim do tego doszło zrobiłam sobie briefing z mojego bycia mamą, przerzuciłam w pamięci kilkanaście przełomowych momentów z Naszego życia... ciąża, moment narodzin, etap strachu po powrocie do domu, pierwszy uśmiech, pierwsze kroki, pierwsze przeziębienie, słowa itd., chwile wesołe, okresy dramatyczne, lęki i wybuchy szczęścia... Tyle się tego wszystkiego nazbierało... Nie mogę wskazać jednego konkretnego momentu. Każdy z tych etapów, przełomów małych i dużych, był i jest jak układanie kolejnego puzzla bez wcześniejszego obejrzenia całego obrazka. Po każdym etapie czułam się trochę bardziej mamą niż jeszcze dzień, tydzień, miesiąc ... wcześniej. Moje życie zaczęło zmieniać się na mamusine od początku ciąży i ten proces wciąż trwa i ma trwać. A jutro, za tydzień, za miesiąc ... będę ciut inną mamą niż dziś.
- Zarejestrowany: 11.06.2010, 16:03
- Posty: 8329
Pierwsza najwspanialsza rzecz w macierzyństwie to ,gdy na porodówce położna kładzie dziecko na pierś,uczucie niesamowite,potem pierwsze ssanie piersi ,kontakt jaki nawiązuję się z dzieckiem też coś wspanialego,no i w końcu wyczekiwane ponad rok slowo MAMO!!!
- Zarejestrowany: 11.06.2010, 16:03
- Posty: 8329
tak wogóle to mam bardzo silnie rozwinięty instynkt macierzyński i boję się ,że 4 raz się nie odezwał
- Zarejestrowany: 22.08.2012, 18:59
- Posty: 44
Uroki macierzyństwa... Hmmm... Nie zawsze oznaczją coś pozytywnego. Jak z każdą inną kwestią - bywa różnie.
Szczerze mówiąc perspektywa bycia mamą zawsze miała dla mnie nieco groźny wydźwięk. Dotychczasowe wówczas doświadczenia z dziećmi zbudowały w mojej podświadomości obraz niecierpliwej, biernej, samolubnej, zimnej i nieczułej na dziecięce wdzięki mnie. Dodatkowo nabyta awersja do zmian nie sprzyjała podjęciu decyzji co do poczęcia potomstwa. Jednak stało się - być może jakaś część mnie chciała czegoś innego..
Początek lawiny zmiennych uczuć to paraliżująca obawa o wszystko towarzysząca okresowi ciąży. Chwilowa poporodowo-szpitalna euforia niestety wkrótce została wyparta przez strach.Wraz z powrotem do domu narodził się we mnie ogromny wyrzut sumienia, który dawał się we znaki przy każdym spojrzeniu w oczy dziecka, przy każdym przystawianiu do piersi, wyrzut skreślający mnie jako kompetentnego rodzica, który z całą pewnością nie zapewni dziecku wszystkiego na co zasługuje. Myślałam, że to uczucie już nigdy mnie nie opuści... aż do pierwszego uśmiechu małej twarzy, który nieprzypadkowo nastąpił zaraz po moim mimowolnym pierwszym uśmiechu. Lody zaczęły stopniowo pękać, napełniając atmosferę uczuciami, których dotąd nie znałam i nie rozumiałam, uczuciami pozwalającymi przetrwać najbardziej irytujące niegdyś potrzeby dziecka, uczuciami będącymi podstawą wyrozumiałości, cierpliwości, wytrwałości, uczuciami na bazie których buduję relacje z synem i które chciałabym mieć w sobie już zawsze.
Mogłabym powiedzieć, że potem było już z górki, ale to nie do końca prawda. Tak, zmiana nastawienia, odzyskana pogoda ducha i prolaktyna wprost zdumiewająco sprawnie przeprowadziły moje przeistoczenie z zimnej, złej i szarej ciotki w ciepłą i wesołą mamę. Ale macierzyństwo nie przeniosło mnie w mgnieniu oka do krainy mlekiem i miodem płynącej. Trudności pojawiają się tak samo często jak dawniej, trudne sytuacje trwają tak samo długo i bolą tak samo mocno, inne jest natomiast moje wartościowanie spraw.
Niewspółmierny podział czasu i uwagi pomiędzy mną a dzieckiem, brak empatii ze strony partnera, nierównowaga pomiędzy jego niesprawiedliwie wygórowanymi wymaganiami a zaniżonym poziomem udzielonego wsparcia i zaangażowania, ten ogromny wysiłek mentalny, psychiczny i fizyczny, którego efekty choć widoczne, to często niedostrzegalne, poprzedzone nieskończoną ilością obaw, niepewności, zwątpień, efekty, które ostatecznie i oficjalnie jakby nigdy nie miały relacji przyczynowo - skutkowej z moimi nakładami pracy. Momenty, kiedy stawiam pod znakiem zapytania swoje kompetencje rodzicielskie, wątpliwości co do słuszności podjętych decyzji, wyrzuty sumienia będące efektem odczuwanej złości wobec dziecka, znużenia wspólną zabawą lub rozżalenia na skutek niezaspokojenia potrzeb własnych...
To wszystko sprawia, że czasem opadam z sił. Na szczęście nie mogę sobie pozwolić na popadnięcie w długotrwałą melancholię, smutek czy złość. Nie mogę, bo za chwilę znów widzę tą małą twarz, szeroki uśmiech lub zdziwione oczy... i wszystko mija. Tak naprawdę, mimo wszelkich niedogodności wiem, że nie zamieniłabym się z nikim swoim życiem. Trwam więc w zauroczeniu moim synkiem, bawię się z nim, poznaję z nim świat od podstaw, ze spokojem i opanowaniem znoszę jego kaprysy i przewinienia, patrzę jak się uczy życia i nagle uświadamiam sobie jak zdumiewający jest ogrom wiedzy jaki dzięki niemu przyswoiłam.