Uniwersalna zasada, która mi przyświeca na co dzień, brzmi:
Nie mów/nie rób swojemu dziecku niczego, czego byś nie powiedział/nie zrobił osobie dorosłej, którą szanujesz i zależy ci na dobrych stosunkach z nią.
A poza tym...
Wierzę, że gram z moim dzieckiem w jednej drużynie, a nie walczę z nim. Uważam się za kapitana mojego zespołu. W ten sposób mogę być bliżej moich "zawodników", a nie samotnie dowodzić nimi z góry. Żyję i współdziałam z dzieckiem, przedstawiam mu swój punkt widzenia i chętnie wysłuchuję jego opinii. To zadziwiające, jak taki 4-latek potrafi uargumentować swoje zdanie, i jak często jest w stanie przekonać mnie do swoich racji, bez szkody dla żadnej ze stron. Jednocześnie wiem, że ostateczna decyzja, jak wygląda "gra na boisku", należy do mnie, jako kapitana ;)
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że dziecko jest z założenia dzikusem, którego muszę wychować na "cywilizowanego człowieka": pozbawić złych, prymitywnych cech i wpoić dobre, ludzkie. Wiem, że dzieci są dobre i empatyczne, od pierwszego dnia swojego życia. Mam świadomość, że dla niektórych to kontrowersyjne i nie do przyjęcia, ale gdy coś idzie nie tak - to w pierwszej kolejności zastanawiam się, gdzie ja nawaliłam.
Nie zawsze jestem konsekwentna, i jestem przekonana, że moje dziecko świetnie sobie radzi z tym, że jednego dnia jestem w stanie wziąć je na ręce w drodze z przedszkola, a drugiego dnia nie, bo jestem zmęczona. Że jednego wieczora zasypia w łóżeczku samo, a drugiego mu towarzyszę, bo miało gorszy dzień i potrzebuje mojej bliskości. Nie robię z tego tragedii, nie ryczę dla idei pod drzwiami razem z płaczącym w łóżeczku dzieckiem bo tak pokazywali w jakimś programie. Jestem człowiekiem, a nie robotem (podobnie jak moje dziecko), mam emocje, lepsze i gorsze dni - i nie mam zamiaru robić z siebie betonowego nadczłowieka tylko dlatego, że ktoś twierdzi, że tak jest "dobrze". Uważam, że zakładanie, że dziecko nie potrafi pojąć niekonsekwencji, to uwłaczanie jego inteligencji.
Staram się poznać cechy typowe dla danego etapu rozwoju dziecka. To zaskakujące doświadczenie, dowiedzieć się że takie czy inne (niepokojące) zachowanie dziecka jest w danym wieku po prostu normalne. A jeszcze przyjemniej jest dostrzec, że rzeczywiście po jakimś czasie dziecko z tego wyrasta, bez ścierania się i walki - które pewnie by się pojawiły, gdybym tej wiedzy nie miała.
Mam świadomość, że zdecydowana większość nieodpowiednich zachowań córki bierze się z tego, że jest czymś zdenerwowana, zmęczona, głodna, miała nadmiar wrażeń, czymś się nakręciła czy zjadła za dużo słodyczy. Nie chcę karać jej za to, że nie potrafi sobie jeszcze poradzić z trudnymi emocjami w "dorosły" sposób, więc tego nie robię, co dla wielu osób jest niezwykle dziwne. Próbuję wczuć się w sytuację i okoliczności, i zazwyczaj wszystko się rozjaśnia. Ja też nie lubię, gdy ktoś zje mi podstępnie ostatniego cukierka, którego trzymałam na "czarną godzinę". Zamiast się unosić, wystarczy przyhamować i użyć nieco empatii. Tak czuję.
W razie wygranej wybieram książkę: MIŁOŚĆ I LOGIKA. Jak nauczyć dzieci odpowiedzialności