Musiałabym opisać całą historię mojego życia, żeby ktokolwiek mógł przeanalizować moją sytuację, ale postaram się skupić głównie na tym co mnie boli, czyli stosunek do przyszłego wnuka. Jestem w 8 miesiącu ciąży i niemało już mnie stresu podczas tego czasu spotkało. Mój mąż niestety jest za granicą i prawdopodobnie pojawi się po porodzie tylko na tydzień, bo niestety nie dostanie dłuższego urlopu w sezonie. Mieszkam z ojcem. Matka mieszka ze swoimi rodzicami. Trwa teraz sprawa o podział majątku, gdzie moja matka przez to że mieszkam z ojcem spisała mnie na straty, czyt. nie utrzymuje ze mną kontaktu, nie interesuje się wnukiem itp. Dla mnie to nawet lepiej, bo znając jej charakter i to jak mnie wychowywała [ np. zabierała moje rodzeństwo w gości, a mnie zostawiała samą w domu płaczącą i zasmarkaną do momentu, aż sąsiadka mnie nie wyciagnęła przez okno i zabrała do siebie, albo po latach nadal wmawia mi, że do niczego się nie nadaję, że jeżeli będę miała zły humor, to nikt mnie nie zechce, że każda przyjaciółka mnie zdradzi i bez obiadu to na pewno mój mąż mnie zostawi, pomijając to, że ja nie lubię gotować, a mąż wręcz przeciwnie, co akceptujemy oboje], bałabym się, że zrobi mojemu dziecku jakąś krzywdę psychiczną tak jak mnie. Poza tym problemem jest też mój ojciec. O wnuku mówi w kategoraich "TEN" i bardziej go interesuje fakt, ze dziecko jak narobi w pieluche to bedzie smierdziało i że on się pożyga. Powiedział to w sposób, który swiadczyl o tym jakby to on byl tu najwazniejszy i kazdy powinien zwrocic uwage na to, ze jemu moze byc niedobrze i najlepiej to dziecko schowac do pudelka i udawac ze go nie ma, a jak zrobi w pieluszke to lepiej do kosza je wyrzucic, bo przeszkadza za bardzo. Na moje slowa, ze dziecko nie przestanie robic kupy, bo jemu to przeszkadza usłyszalam zwięzłe "zamknij sie" I tyle bylo rozmowy. Zostalam zrzucona wraz z moim synkiem do poziomu rozdeptanej glizdy, ktora przeszkadza i najlepiej niech sie nie rzuca w oczy. Płacze od rana. Nie wiem jak mozna miec takie płytkie podejscie do takich spraw. Mamy z mezem plany wyjechac do Niemiec, ale to bedzie dopiero w okresie jesien-zima, bo maz wciaz szuka mieszkania [ pracuje w skupisku wiosek zamieszkalych przez staruszkow, ciezko jest znalezc tam cos wolnego i najwazniejsze nie kosztujacego 500 euro miesiecznie samego czynszu]. Pisze glownie dlatego zeby sie wyzalic, nie mam nawet z kim o ym porozmawiac. Ciezko mi i caly czas zyje w stresie, ze jak urodze to nie bede miala na kogo liczyc plus sluchanie tych niedorzecznych komentarzy poprostu demotywuje mnie stuprocentowo. Tyle moich wypocin. Moze ktos ma jakies zdanie na ten temat, uwagi lub nawet slowa pocieszenia. Dziekuje