Straciłem kobietę mojego życia. Mam 27 lat moja była dziewczyna ma 30 i mamy razem 7 letnią córkę. Dwa tygodnie temu oznajmiła mi że nic do mnie już nie czuje i że męczy sie przy mnie. Próbowałem to ratować ale mam wrazenie że narobiłem więcej szkód niż pożytku. Prosiłem Błagałem przepraszałem nie dałem jej czasu na odpoczynek i mam wrażenie że teraz to się mnie brzydzi. Powiedziała mi co jej we mnie przeszkadzało i przez trzy tygodnie jestem innym człowiekiem ale nic to nie dało. Jest gorzej. Za bardzo naciskałem. Bycie miłym nic nie daje bo nic ode mnie jej nie cieszy. Kocham ją nad życie i chcę ja odzyskać ale z drugiej strony nie chce żeby była nie szczęśliwa. Siedem lat to dużo czasu były chwile lepsze gorsze wspaniałe i okropne. Ja pamiętam tylko te miłe i piękne ale ona tylko te złe. Mam dużo za uszami zaniedbałem sytuacje strasznie ale wtedy jak głupi byłem pewien że to wina obojga i czekałem na jej ruch zamiast działać i to mnie zgubiło. Teraz boję się że to już za póżno i jej nigdy nie odyskam.
Proszę pomóżcie wyraźcie swoją opinię może sprawa nie jest jeszcze przegrana może ktos miał podobnie co robić. Już nie jest smutno otrząsnełem się i postanowiłem działać wiem że tylko szczęśliwy facet sam ze sobą może być atrakcyjny dla kobiety ale brak mi już pomysłów.
POMOCY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!